Forum Lochy
Gdzie Snape mówi dobranoc...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Magia wody

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Esy i Floresy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Angel
Opiekun Gryffindoru



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: z magicznego ogrodu

PostWysłany: Pon 16:21, 03 Lip 2006    Temat postu: Magia wody

MAGIA WODY

Spis treści:

Wstęp

1.Magia wody

2.Stworzenia wodne

3.Względne mugolskie pojęcie

4.Morskie skarby


WSTĘP


Żywioły tworzą świat. Cała natura jest symbolicznie podzielona na żywioły, które przejawiają się w pewien sposób we wszystkim. My, ludzie, w głównej mierze składamy się z wody, oddychamy powietrzem, nasze ciało jest materią, a nasze działania są ogniem. Oczywiście jest to duże uproszczenie.

Jako pierwszy podstawowe żywioły określił w V wieku grecki filozof Empedokles. W starożytnych Chinach Pinyin Wu Xing opisał świat pod względem pięciu podstawowych jakości: ziemi, metalu, wody, drewna i ognia. W Indiach w III wieku n.e. Ishvarakrsna wyodrębnił również pięć elementów: powietrze, ogień, wodę, ziemię i przestrzeń.

Żywioły mają swoich opiekunów, duchy, no i oczywiście swoje właściwości, cechy charakterystyczne. W magii komunikujemy się z owymi właściwościami, które są w każdym z nas: wzmacniamy je, odkrywamy, aby osiągnąć określony efekt. Można komunikować się z żywiołami na wiele sposobów. Jednym z nich jest przywoływanie opiekuna czy ducha danego żywiołu - jest to pewien rodzaj energii manifestującej się w konkretnej postaci. Dzięki temu (tej postaci) łatwiej możemy się z nią komunikować: rozmawiać, radzić się jej, prosić ją o wsparcie, czy też o wypełnienie naszego ciała, umysłu i ducha określoną jakością.
Możemy też przywoływać wizje, które kojarzą się z danym żywiołem: energii, światła czy konkretnego obrazu, a następnie pracować z nimi. Kolejnym sposobem jest odgrywanie roli danego żywiołu poprzez ruch, taniec, śpiew, wzbudzanie w sobie odczuć charakterystycznych dla danej jakości.



MAGIA WODY


Na siatce bagua woda reprezentuje kierunek północny.

Woda w sztuce Feng Shui ma ogromne znaczenie, gdyż to właśnie ona reprezentuje bogactwo i obfitość. Istnieją szkoły, które prowadzą oddzielne kursy dotyczące właśnie tego żywiołu. Wynika to z faktu, że samą wodą, jej odpowiednim umieszczeniem i poprowadzeniem, można w Feng Shui wiele pomóc, ale i można zaszkodzić.

Kolory związane z tym żywiołem to: wszelkie odcienie niebieskiego, a dla niektórych również kolor czarny; z tym, że czerń symbolizuje smutek i depresję.

Kształty związane z żywiołem wody to wszelkiego rodzaju schodki i fale.

Do żywiołu wody należą wszelkie fontanny, rzeki, jeziora, wodospady, akwaria - wszelkie obiekty stymulujące przepływ wody. Mogą to być także zdjęcia przedstawiające ocean, morze czy wodospad.

Energia wody płynie w dół i na boki, wypełnia wszelkie puste przestrzenie.

Na wodę niszcząco wpływa energia ziemi - wsysa ją i pozbawia mocy. Osłabiająco na wodę działa również zbyt wiele energii drzewa, gdyż woda karmi drzewo. Woda gasi ogień, natomiast mała ilość wody wlana do ognia stworzy parę i moc. Woda jest tworzona przez metal. Dla żywiołu metalu jest niekorzystna, gdyż powoduje korozję.





Woda jest żywiołem oczyszczającym, leczącym, psychicznym. Energia tego

elementu jest nam niezbędna do utrzymania dobrego zdrowia i samopoczucia,

ponieważ woda jest żywiołem rządzącym miłością. Podstawową natura elementu

wody jest przepływanie, oczyszczenie, uleczenie, ukojenie, miłość. Miejsca

wody to: jeziora, źródła, strumienie, potoki, stawy, sadzawki, rzeki,

morza, oceany, plaże, studnie, baseny, wanny, prysznice, sypialnie (pod

kątem snu), ośrodki zdrowia, fontanny.

Naturalnymi symbolami s± muszle i wszelkie naczynia z wodą. Kolorem

błękitny. Porą roku jesień. Rodzaje magii podporządkowanej elementowi

wody: morze, lód, śnieg, mgła, lustra, magnesy.

Rytuały tego żywiołu dotycz±: oczyszczenia, miłości, świadomości

psychicznej, snu, marzeń, spokoju, małżeństwa, przyjaźni. Formy rytualne

to rozpuszczanie, umieszczanie w wodzie, wrzucanie do wody, zmywanie,

kąpiele.

Zioła: wodne - lilie wodne, grzybienie, grążele, wodorosty; mięsiste -

sałata, sukulenty; miłosne - róże i gardenie i ogólnie kwiaty

Część rośliny: łodygi i ciężkie, mięsiste liście

Zwierzęta: kot, żaba, żółw, delfin, wieloryb, wydra, foka, mors, uchatki,

w zasadzie wszystkie ryby i skorupiaki

Kamienie: przezroczyste, jak ametyst i błękitne: akwamaryn, błękitny

turmalin

Metal: żywe srebro - rtęć, miedź

Kierunek: zachód

Czas: zmierzch

Narzędzie magiczne: kociołek, kubek, kielich

Trygon wody: Rak, Skorpion, Ryby

Zmysł: smak

Moment w życiu: dojrzałość

Instrumenty muzyczne: cymbały, dzwony, ksylofon, gongi, wszelkie

instrumenty metalowe, rezonujące

Zanurz rękę w wodzie, poczuj jej chłód i płynność, jej delikatny dotyk.

Posłuchaj wody szemrzącej w strumyku czy rzece, spójrz na miękkość i ciszę

wód jeziora. Kiedy bierzesz prysznic słuchaj śpiewu kropli wody i odczuj

ich pieszczotę na skórze. Wizualizuj jak ich energia wnika w Twoje ciało,

oczyszcza Cię z negatywnych emocji, wzmacnia, obdarza radością.

Woda obdarza uczuciowością, intuicją, harmonią, akceptacją, czułością i

opiekuńczością, także umiejętnością adaptacji.

Niedobór wody powoduje ciągłe napięcie, nieumiejętność zrelaksowania się i

wyciszenia.

Nadmiar wody powoduje bierność, lenistwo, melancholię.



STWORZENIA WODNE


Opiekunem jest Niksa - postać płynna, zbudowana z zielononiebieskiej aury, upstrzona srebrnymi smugami i szarymi mchami.
Istotami związanymi z wodą są rusałki, nimfy wodne.



Gdyby o wschodzie księżyca jakiś wędrowiec znalazł się nad leśnym jeziorkiem i przezornie skrył za drzewami, mógłby ujrzeć piękną jak sen, tańczącą dziewczynę. Chwilami mogłoby mu się zdawać, że tancerka pląsa po powierzchni wody, choć porusza się bezszelestnie, a tafla leśnego jeziorka jest nieruchoma, jak gdyby wiatr zasnął ukołysany dźwiękami dziwnej muzyki dobiegającej z oddali. Przez jakiś czas mógłby próbować zgadnąć, skąd pochodzi i co tu robi o tak późnej porze, może nawet miałby ochotę ją o to zapytać - ale prędzej czy później zrozumiałby na pewno, że tancerka nie pochodzi z tego świata i że nie da się nawiązać z nią rozmowy. Zapewne więc cofnąłby się czym prędzej w zarośla i odwrócił wzrok, aby nie narazić się tajemnym mocom...
I stałoby się tak niezależnie od narodowości wędrowca i miejsca akcji. Bo i starożytni Grecy, i Rzymianie, i mieszkańcy Indii, i Celtowie - wszyscy dobrze wiedzieli o nadprzyrodzonego pochodzenia istotach płci żeńskiej, powiązanych z przyrodą bardziej niż jakiekolwiek inne baśniowe stwory. Większość widziała je jako zwiewne dziewczątka, inni wyobrażali je sobie jako pomarszczone staruszki - a może mogły ukazywać się śmiertelnikom w różnych formach? Prześledźmy opowieści o nich i opisy wędrowców, którym udało się powrócić znad leśnych jeziorek. Prześledźmy i porównajmy, a może uda nam się uporządkować choć trochę wiedzę o tych stworzeniach.
W starożytnej Grecji władzę nad nimi sprawowała bogini opiekująca się światem natury - Demeter, przedstawicielka starszego pokolenia bogów, której córką - o ich rozłące opowiada jeden z najbardziej znanych greckich mitów - była żona Hadesa, Kora (co po grecku znaczy po prostu - dziewczyna). Zapomnijmy jednak na chwilę o obrazie, którym jawi się nam w wyobraźni, gdy słyszymy imię tej bogini - obrazie zmęczonej podróżą, przepojonej boleścią matki. Spójrzmy na nią jako potężną, bo rządzącą przyrodą władczynię. Demeter, choć jest bóstwem chtonicznym, nie uosabia ziemi - to funkcja Gai - ani nie opiekuje się płodnością kobiet, co jest częstą cechą żeńskich bóstw natury. To bogini bliska ludziom, ich trudom i radościom, ale jednocześnie tajemnicza - do dziś nie jest znany przebieg misteriów eleuzyńskich, poświęconych w całości jej kultowi. A prócz Kory-Persefony miała jeszcze inne dzieci: z Posejdonem - Arejona i Despojnę, czyli Panią, a z Iasjonem - Plutosa, boga obfitości.
Jako władczyni lasów, łąk i pól musiała być nierozerwalnie związana z nimfami - jedna z nich, Kyane, pojawia się w micie o porwaniu Kory: nie mogąc zapobiec zamiarom Hadesa, po utracie przyjaciółki dosłownie rozpływa się we łzach i tworzy potok nazwany później jej imieniem. Jej sióstr było wiele - lubiący porządek kapłani i bajarze podzielili je na wiele odłamów w zależności od miejsca zamieszkania, specjalizacji lub pozycji w wielkim drzewie genealogicznym niebian; bo choć greckie nimfy rzadko przekraczały próg Olimpu, bliżej im było do wielkiej, kapryśnej i krzykliwej rodziny Olimpijczyków niż do wątłych śmiertelników. Te najbardziej pospolite z bóstw, ale jednak bóstwa, zaludniały tłumnie orszak Artemidy, towarzyszyły Afrodycie na Cyprze, na wyżynach olimpijskich służyły Herze - słowem, były nieodłącznymi towarzyszkami bogiń. Najczęściej jednak wolały ziemię, z którą były nierozerwalnie związane. Rzadko widywali je śmiertelnicy, ale było ich tak wiele, że aby je uszeregować - stworzono swego rodzaju systematykę.
Były więc driady - czasem nazwy tej używa się w stosunku do wszystkich nimf - czyli mieszkanki lasów, nierzadko kompanionki Artemidy; czasem nazywane są również alseidami od alsos - świętego lasu. W borach mieszkały także ich krewne, hamadriady, z których każda związana była z jednym tylko drzewem - rodziła się i rosła wraz z nim i umierała natychmiast, gdy je ścięto. Dla starożytnych twórców mitów musiało to stanowić wdzięczny motyw: pojawia się w historii o nimfie Chrysopelei, której dąb zagrożony był zagładą ze strony rwącego potoku biegnącego nieopodal. Myśliwy Arkas na błagania boginki własnym staraniem zmienił bieg wody - Chrysopelea zaś z wdzięczności oddała mu się za żonę, dając początek szczepowi arkadyjskiemu. Inaczej dzieje się w micie o Rojkosie, który powstrzymując upadek starego dębu ratuje życie kilku naraz hamadriad - przedtem jednak przezornie wymógł od nich obietnicę, że podzielą z nim łoże. Driadą była także Dafne, w której zakochał się Apollo - ona jednak, nie odwzajemniając jego miłości, poprosiła Gaję, swą matkę, by zamieniła ją w drzewo laurowe (daphne - gr. laur). Mit ten tłumaczy, dlaczego bóg poezji tak lubił wawrzyny (pięknemu synowi Leto często zdarzało się zapałać miłością do nimfy - czego przykładem zamieniona w źródełko Kastalia). Inną wartą wymienienia członkinią tej leśnej czeredy była sama Eurydike, żona sławnego króla Tracji - muzyka Orfeusza.
Najady, nimfy zamieszkujące wodne przestworza - morza i rzeki - stanowią nie mniej liczną grupę niż ich leśne siostry. Wiele z nich to mnogie córki najstarszego z tytanów, Okeanosa, uosabiającego rzekę opływającą wokół całą ziemię, lub morskiego starca Nereusa. Dwaj ci ojcowie mieli według mitografów każdy od pięćdziesięciu do stu cór (istnieją cztery spisy imion nereid, które razem tworzą listę liczącą sobie niebagatelną sumę siedemdziesięciu siedmiu pozycji), zrodzonych z siostry i zarazem żony Okeanosa - tytanidy Tethys i żony Nereusa, a córki niezmordowanego Okeana - Doris. Nereidą była żona śmiertelnika Peleusa, a matka Achillesa - Tetyda, w której, gdy była panną, kochali się Zeus i Posejdon. Bóg mórz pocieszył się zresztą wzajemną miłością do siostry swej pierwszej wybranki - pięknej Amfitryty. Inna znów córka morskiego starca - Galatea, imienniczka ożywionej rzeźby Pygmaliona, króla Cypru - wzbudziła miłość w sercu szpetnego cyklopa Polifema. Psamate, żona Ajakosa oraz Melite - kochanka Heraklesa i matka Hyllasa - także są nereidami. Ze znaczących okeanid warto wymienić Styks, uosabiającą słynną rzekę płynącą w podziemiach Hadesu i Eurynome, bardzo ciekawą, a stosunkowo mało znaną postać: wedle mitu wraz ze swym kochankiem Ofionem rządziła ona światem, zanim po berło sięgnął Kronos. Zachował się posąg Eurynome, przedstawiający ją w postaci pół-kobiety, pół-ryby, co jest tym ciekawsze, że greckie syreny wyglądały zupełnie inaczej.

Są także oready, nimfy górskie, i lejmoniady, boginki zamieszkujące kwietne łąki - oraz szereg nadprzyrodzonych żeńskich istot, o których nie wiemy, czy są nimfami - pewne jest wszakże, że nie są śmiertelniczkami ani też nie zaliczają się do ścisłego panteonu Olimpian. Są też bóstwa, które pełnią stałe funkcje związane nierozerwalnie ze światem natury, a nimfami zdecydowanie nie będące, jak Eos - różanopalca pani poranka, Selene - uosabiana czasem z Artemidą bogini księżyca lub Iryda, służka Hery, rozwieszająca na niebie tęczę. Nie można już jednak mieć pewności na przykład co do Kalypso, zakochanej w Odyseuszu czarownej mieszkanki wyspy Ogygii, która w przekładzie Parandowskiego nazywana jest arcyboską; Homer wkłada w usta herosa słowa: wiem ci ja sam zbyt dobrze, jak dalece mądra Penelopa jest przy tobie pośledniejsza urodą i wielkością, jest bowiem śmiertelna, a ty nieśmiertelna i wiecznie młoda - a jednak tęsknię przez wszystkie dni i pragnę pójść do domu i oglądać dzień swego powrotu.



A skoro już jesteśmy przy Odyseuszu, zatrzymajmy się przy greckich syrenach, o których była już mowa przy okazji posągu Eurynome. Otóż syreny, które stworzyła wyobraźnia Hellenów, wcale nie przypominały owej statuy - i choć powiązane z wodą, z wyglądu nie przypominały ryb pod żadnym względem. Obdarzone były za to skrzydłami, które umożliwiały im lot, i innymi częściami ptasiej anatomii - trudno więc powiedzieć coś bliższego o ich urodzie, wiadomo jednak, że o ich uroku stanowiły przede wszystkim cudowne głosy. Odyseusz, który minął ich skałę, ocalenie zawdzięczał jedynie swej przemyślności: wiosłującym towarzyszom zatkał uszy woskiem, sam zaś kazał się uprzednio przywiązać do masztu, ciekaw czarownej syreniej muzyki.
Wypadałoby także wspomnieć o menadach, uroczych półdzikich stworzeniach towarzyszącym orszakowi Dionizosa. Nie należy utożsamiać ich z bachantkami, które wywodziły się w większości spośród ludzkich kobiet, jak Agaue, matka Penteusa - wśród menad nie było mężczyzn, a ich pochodzenie było nadprzyrodzone. W mistycznym szale śpiewały pieśni na cześć boga wina i młodości i swawoliły z dzikimi zwierzętami, nad którymi miały magiczną władzę. Przedstawia się je czasem z małymi drapieżników, zwykle w bardzo skąpych szatach i dziwnych pozycjach, co ma wynikać z ich nieprzerwanego pijaństwa. Trudno powiedzieć, jak wiele menady mają wspólnego z nimfami, na pewno jednak - stojąc na pograniczu świata rzeczywistości i uniwersum mitu - są im bliskie.
Z Grecji, ojczyzny baśni, przenieśmy się do Rzymu, który wiele swych historii mitycznych zasięgnął od Hellenów. Z Demeter utożsamiano grecką Cererę, powtarzając także niemal dosłownie mit o porwaniu jej córki (nazwanej Prozerpiną) - jednak przyroda miała w Rzymie jeszcze jedną opiekunkę, bóstwo wieloznaczne, bo mające wiele ról i wiele obliczy. Owidiusz utożsamia ją z grecką nimfą Chloris, kochanką Zefira, opiekunką wszelkich kwiatów, zajmuje się ona jednak także płodnością; Junona - której grecką odpowiedniczką jest przecież Hera, opiekunka rodzących kobiet - zwraca się do Flory o pomoc, chcąc urodzić dziecko bez pomocy swego boskiego małżonka, który bez "pośrednictwa" Hery ani żadnej innej kobiety jest przecież ojcem Minerwy. Flora daje Junonie kwiat o magicznych właściwościach i oto królowa niebian rodzi Martiusa, boga - opiekuna i imiennika trzeciego miesiąca w roku. Wedle Metamorfoz Flora pośredniczy także miłości Wertumnusa - boga opiekującego się owocującymi drzewami i Pomony, nimfy odgrywającej identyczną rolę.
Bo i w Rzymie były nimfy, choć z reguły będące mniej charakterystycznymi postaciami, zwykle patronki gajów lub - najczęściej - źródeł, jak chociażby Furrina czy Egeria, postać może najbardziej barwna spośród rzymskich odpowiedniczek najad: będąc bowiem żoną lub, jak podają inni, przyjaciółką sławnego Numy Pompiliusza, służyła mu radą i pomocą w sprawach politycznych, zaś po jego śmierci klasycznie rozpłynęła się we łzach, tworząc - jakżeby inaczej - źródło ochrzczone potem jej imieniem. W Rzymie egzystowały także inne "źródlane" bóstwa żeńskie - tajemnicze lymphae, o których mówiono, że każdy, kto je ujrzał, natychmiast stawał się szaleńcem (łac. lymphatus).
Można chyba stwierdzić, że w każdej mitologii pojawiała się jakaś bogini przyrody, kobiece uosobienie natury w całej jej krasie. Raz były to prastare bóstwa chtoniczne, uosabiające ziemię przede wszystkim w jej płodnym aspekcie (szerzej pisałam o tym w arcie Takie jak Aaricia) - Gaja, Prythiwi, Aramaiti, a raz piękności, które mitologia wspomina jako bohaterki historii miłosnych. Celtowie także mieli swoją Macierz Ziemię - była nią bogini Danu, od której imienia nazwano mitycznych mieszkańców Irlandii, przodków elfów, Tuatha de Danann - Ludem Danu. Była ona panią płodności i urodzaju, zsyłała ludziom obfite plony i dbała o dostatek pożywienia w spichlerzach, przez co upodabnia się do greckiej Demetry. Przypomnijmy sobie jednak, jak wpłynął na ziemię smutek zbolałej matki, której odebrano Korę - susze, nieurodzaj i wszelkie możliwe kataklizmy zalewały ziemię, dopóki Persefona ponownie nie spotkała się z matką. Mit ten obrazuje ciemną stronę natury, mówi także o jej negatywnym wpływie na człowieka. U brytońskiej Danu ten "ciemny" pierwiastek widać jeszcze wyraźniej: Danu to nie tylko dobrotliwa szafarka, ale także bogini podziemi, od zawsze związanych ze śmiercią - patronka nędzy, wyniszczenia i głodu. Podobne kontrasty można spotkać chyba tylko w wierzeniach indyjskich.

Trudno powiedzieć, by Celtowie znali podobny podział boginek przyrody jak Grecy - nie było u nich jednolitego tłumu nimf. Ale i po Wyspach Brytyjskich przechadzały się zwiewne duchy drzew czy rzeczułek... Najczęściej były to postacie silnie związane z jednym tylko gatunkiem roślin lub ściśle określonym rejonem, najczęściej niechętnie odnoszące się do śmiertelników i stanowiące dla nich niebezpieczeństwo. Istniało na przykład potężne żeńskie bóstwo, opiekujące się wyłącznie krzewami czarnego bzu i karzące surowo tych, którzy ośmielili się krzew wyrwać, a ziemię po nim zaorać, lub choćby tylko zerwać owoce z gałązek bez odpowiednich obrzędów modlitewnych. Była także brzozowa boginka o białych dłoniach, polująca na przechadzających się po młodniaku młodzieńców, na których sprowadzała śmierć lub szaleństwo.
W Indiach bardzo wielu wedyjskich bogów i bogiń powiązanych jest z przyrodą, przy czym każde bóstwo opiekuje się innym jej aspektem - ogień, woda, ziemia, niebo, różne gatunki roślin i zwierząt mają własnych przedstawicieli i przedstawicielki, z których najbardziej chyba przypomina opiekunkę nimf Aranjani, leśna bogini, patronka dzikich zwierząt i leśnych drzew. Nie trzeba jednak szukać daleko, by odnaleźć w indyjskich wierzeniach kult bóstw związanych z przyrodą - światem roślinnym, drzewami i krzewami, ale także wodą, opiekują się jakszowie, męskie bóstwa, patronowie płodności. Jaksza, zawsze radosny bożek o tłustym brzuchu, potrafi schować się wewnątrz rośliny lub nawet przemienić się w nią - jest więc potężny, ale jego moc sięga nie dalej, niż pada cień korony przypisanego mu drzewa; można tu dostrzec pewne podobieństwa do związku, jaki łączył w Grecji drzewo z jego hamadriadą.
Mówimy tu o tych bożkach po to tylko, by wspomnieć o ich pięknych małżonkach, zwanych jakszi: równie mocno powiązane ze światem roślinnym jak ich mężowie, są również uosobieniami płodności. Wiecznie młode i piękne, przedstawiane jako skąpo odziane, lecz przyozdobione mnóstwem klejnotów kobiety, odbierają modły od małżeństw proszących o potomstwo. Jest ich - jak greckich nimf - niezliczona ilość, ale niewiele ma własne, odrębne imiona i charakterystyczne dla siebie cechy; należą do nich: Czandra (Księżycowa), Sudarśana (Piękna) i Aśwamukhi. Jakszi przypominają wdziękiem inne indyjskie boginki - kobiety nagów, czyli bożkowie opiekujący się wężami i uosabiający węże. Przyozdobieni wieloma klejnotami, od pasa w dół mają ciała wężów - tak jak ich żony, naginie.
W naszych rodzimych, słowiańskich wierzeniach również pojawiają się istoty podobne do nimf, zwane rusałkami lub rusawkami. Według podań są to duchy przypominające piękne młode dziewczęta o bladej karnacji, ukazujące się czasem z rozpuszczonymi włosami, nagie lub przyodziane w białe koszule czy też - dużo rzadziej - bogate szaty; czasem dochodzą do tego rysopisu takie szczegóły, jak zielone włosy. Były one niebezpieczne dla ludzi, szczególnie zaś dla młodych mężczyzn, którym groziła z ich rąk nawet śmierć przez uduszenie lub utopienie, choć zwykle tylko wtedy, gdy ulegając urokom rusałki oddalili się od siedzib ludzkich. A więc słowiańskie boginki były przede wszystkim uwodzicielkami, kolejnymi złymi duchami, których zadaniem było sprowadzić bezwolnego człowieka na manowce, odebrać wolność, zdrowie lub życie... W przeciwieństwie jednak do swych odpowiedniczek w innych mitologiach były one pochodzenia ludzkiego; mówiąc ściślej: było ogromne prawdopodobieństwo, że rusałką zostanie po śmierci kobieta-pijaczka lub taka, która zmarła przez utopienie, a nawet dziewczynka zabita niechcący przez własną matkę. Jeśli zaś dziewczyna powiesiła się w lesie na gałęzi, stawała się po śmierci rusałką związaną na zawsze z borem, w którym poniosła śmierć.



Odrębną kastę stanowiły rusałki związane tylko i wyłącznie z wodą - nazywano je boginkami, wiłami lub mamunami. Zamieszkiwały dna jezior i rzek, strzegły źródełek i - co ciekawe - były groźne przede wszystkim dla kobiet: od niemowląt płci żeńskiej, pozostawionych przez nieuwagę nad bieżącą wodą do kobiet w ciąży, na które mogły rzucić zły urok. Szczególną jednak nienawiścią darzyły młode dziewczyny, panny na wydaniu, które z tego powodu strzegły się samotnych wypraw nad wodę - bo mamuny i topielice tylko czekały, by wciągnąć je pod wodę. Czasem czyhały na samotne matki, by skraść im dziecko, jeśli nie było jeszcze ochrzczone. Nie do końca co prawda wiadomo, do jakich celów służyły im niemowlęta; można przypuszczać, że dziewczynki same stawały się mamunami, ale wiły porywały przecież także chłopców.
W mitologii słowiańskiej pojawiają się także inne nadprzyrodzone żeńskie istoty, nierozerwalnie związane z przyrodą (trzeba jednak pamiętać, że w tych stronach wszystko, co magiczne, miało z nią jakiś związek jako element pogański - dlatego zła moc czarów osłabiana była przez bliskość siedzib ludzkich, kościołów, kaplic, a nawet przedmiotów wykonanych ręką ludzką - szczególnie religijnych). Z reguły nie są to jednak słodkie dziewczęta, ale złośliwe pomarszczone staruszki - równie niebezpieczne, ale wzbudzające nieporównanie większy lęk. Trzeba przy tym powiedzieć, że był to raczej pewien rodzaj demonów związanych z polem, mający więcej wspólnego z greckimi kerami niż driadami. Nazywane żytnicami - od swej najczęstszej kryjówki - lub południcami - od pory, w której stanowiły dla pracujących w polu największe zagrożenie - poruszały się po rżysku za pomocą kołka od pługa i zsyłały ból głowy na leniwych robotników, którzy postanowili zdrzemnąć się na wiązce siana czy w łubinach, którym również przypisywano związek z południcami.

Reasumując: można powiedzieć, że greckie boginki przyrody były z punktu widzenia śmiertelników bardziej nadprzyrodzone niż te z innych wierzeń. O ile w mitologii Hellady nie było nic niezwykłego w zawarciu związku miłosnego człowieka z nimfą. W tablicach genealogicznych aż roi się od takich "mieszanych" par - oczywiście, historie takich związków nie zawsze kończą się dobrze, ale mniej więcej tak samo jest z małżeństwami pomiędzy dwójką ludzi lub dwójką Olimpian. Nadprzyrodzone pochodzenie tych zwiewnych boginek nie przeszkadza w Grecji ich stosunkom z ludźmi; innymi słowy: greckie driady i najady są bliższe śmiertelnym niż ich odpowiedniki znane przez Celtów i inne ludy spoza kręgu śródziemnomorskiego - być może dlatego są bardziej znane. Mimo to, co ciekawe, ogólne wyobrażenie syreny - istoty bliskiej nimfom i rusałkom funkcją i pozycją w literaturze i mitologii - całkowicie różni się od greckiego. Te, które napotkał w swej wędrówce Odys, miały, jak pamiętamy, kształt w połowie kobiecy, a w połowie ptasi, tymczasem syreny, które znamy dzisiaj, nie mają skrzydeł, ale pokryte łuską rybie ogony. W mitologii japońskiej opis ten uzupełniony jest o ciekawy i ładny szczegół: łzy syren zamieniają się w drogocenne perły.
Nimfy, hamadriady, jakszi, naginie, boginki, wiły, rusałki - różnie nazywano te zwiewne istoty w różnych wierzeniach, kulturach i epokach. Różnie też wspominane są w późniejszej literaturze, bardziej i mniej baśniowej. Cień słowiańskich rusałek jawi nam się u Mickiewicza, który opisuje, jak zdumionym rybakom ukazało się w sieci nie straszydło wcale, / Żywa kobieta w niewodzie, / Twarz miała jasną, usta jak korale, / Włos biały skąpany w wodzie. Skoro już jesteśmy przy mickiewiczowskich Świteziankach i syrenach z Odysei, wspomnieć należy o Andersenie i jego Małej syrence. Nieszczęśliwa miłość syreny do księcia - śmiertelnika pokazana jest na tle morskiego świata, opisanego barwnie i bardzo szczegółowo; chwilami szczegóły te są wręcz zabawne, jak wtedy, gdy czytamy o podwodnych elegantkach noszących u ogonów ostrygi. Tak naprawdę jednak świat syren nie jest wcale kolorową krainą radości - widzimy to dokładnie, gdy babka tłumaczy głównej bohaterce, dlaczego powinna przestać myśleć o księciu: syreny żyją przez trzysta lat, a potem umierają i bezpowrotnie zamieniają się w pianę morską - tymczasem ludzie żyją krótko, ale ich dusza nigdy nie umiera. Jeśli książę pokocha syrenkę, ona również zyska nieśmiertelność duszy, jeśli jednak ją odtrąci - będzie musiała zmienić się w pianę natychmiast. W mniej znanej baśni Andersena - Bzowej Babuleńce - czytamy:
Chłopczyk spojrzał w stronę imbryczka, pokrywka wznosiła się coraz wyżej i wyżej i zaczęły spod niej wychodzić świeże i piękne kwiaty dzikiego bzu, a potem na wszystkie strony wystrzeliły duże gałęzie; rosły coraz wyżej i wyżej i przemieniły się w najpiękniejszy krzew; w drzewo po prostu, które rozrosło się aż do łóżka i odsunęło firanki. Ach, jakież to były kwiaty! Jaki zapach! A na drzewie siedziała stara, miła babunia w dziwacznej sukni, całej zielonej jak listki bzu i przetykanej białymi kwiatami - nie można było wręcz odróżnić, czy to była suknia, czy też listki i kwiaty. (...)
Potem wyjęła chłopczyka z łóżka, przycisnęła go mocno do swego łona i gałązki, pełne pachnącego kwiecia, zamknęły się nad nimi; znajdowali się teraz w najpiękniejszej altanie; i oto wznieśli się w powietrze, było niewypowiedzianie pięknie. Bzowa Babuleńka przemieniła się nagle w małą, milutką dziewczynkę, suknia jej była z tego samego materiału zielonego w białe kwiaty, u piersi miała przypięty kwiat bzu, a naokoło złocistych kędziorów - wianek z kwiatów bzu; oczy jej były takie duże i tak bardzo niebieskie, jakże cudownie było na nią patrzeć; pocałowali się z chłopczykiem i oboje byli równi wiekiem i tak samo radośni. (...)
- Tak, tak! - powiedziała dziewczynka w gąszczu drzewa. - Niektórzy nazywają mnie Bzową Babuleńką, inni driadą, ale naprawdę nazywam się Wspomnieniem; to ja siedzę na drzewie, które ciągle rośnie i rośnie, to ja wspominam i opowiadam historię!



Krótki przegląd pod tym kątem wierzeń różnych cywilizacji pozwala nam zrozumieć, dlaczego ten element, który pojawia się równolegle w tak wielu tak zróżnicowanych kulturach. Dziewczyna tańcząca po powierzchni wody, płacząca perłami czy wyłaniająca się z pnia drzewa to przecież ucieleśnienie baśniowości - a więc nieodłączny składnik literatury fantasy, która przecież właśnie z mitu i legendy czerpie najwięcej.
Próżno szukać rusałek u Tolkiena - ale u niego cały świat jest jakby nadprzyrodzony, tu nawet śmiertelników otacza jakiś magiczy nimb nadprzyrodzonych mocy. Mowa o Śródziemiu, bo w Łazikantym pojawiają się już syreny, z których jedna - najstarsza córka morskiego króla, jest żoną złośliwego czarodzieja Artakserksesa, sprawcy wszystkich niedoli głównego bohatera. Pani PAM-owa, jak nazywają ją inni mieszkańcy wód, ma duży wkład w odczarowanie Łazika.
Jednak rówieśnik mistrza, C.S. Lewis, w swoich Opowieściach z Narni wspomina o nich w wielu miejscach - przy czym są to driady czysto greckie, związane z drzewami bardziej niż z czymkolwiek innym; nie dziwi to, gdy w orszaku tańczącym wokół Aslana (Książę Kaspian) spotykamy także Bachusa, Sylena i menady. Gdy Jill Pole (Srebrne krzesło) znalazła się w Narni, usługiwała jej młoda dziewczyna, niewiele od niej wyższa, ale o wiele bardziej smukła i z pewnością starsza, pełna wdzięku młodej wierzby. Prawdę mówiąc, jej włosy były naprawdę bardzo wierzbowate i wydawało się, że jest w nich mech. Driady i najady są także przy Aslanie, gdy rodzeństwo Pevensie widzi go pierwszy raz - a boginki drzew (nie mam pewności, czy są driadami) budzą się pewnej nocy na wezwanie Lucy. Drzewne nimfy Lewisa przypominają greckie hamadriady także pod innym względem...
Z lasu wyszła postać tak wysoka, że jej głowa sięgała głowy centaura. Przypominała kobietę, lecz miała w sobie również coś drzewiastego. Bardzo trudno wyjaśnić to komuś, kto nigdy nie widział driady, ale nikt, kto widział jedną z nich choć raz, nie mógł się pomylić; miała coś specjalnego w barwach, w głosie, we włosach. Król Tirian, jednorożec i centaur od razu poznali nimfę buku.
- Sprawiedliwości, królu! - zawołała. - Stań w naszej obronie! Ratuj swój lud! Wyrąbują nas w całym Latarnianym Pustkowiu. Już czterdzieści wielkich pni moich braci i sióstr spoczywa na ziemi.
- Co mówisz, pani? Wyrąbują Latarniane Pustkowie? Mordują mówiące drzewa? - zawołał król wielkim głosem, zrywając się na nogi i dobywając miecza. - Jak śmią?! I kto się ośmielił? Na grzywę Aslana...
- A-a-a-a-a-a-ach! - ciało driady wzdrygnęło się raz, drugi, trzeci, czwarty, jakby w nie godziły powtarzające się ciosy. A potem upadła, jakby jej ktoś podciął obie nogi. Przez chwilę widzieli ją leżącą martwą na trawie, a potem znikła. Zrozumieli, co się stało. Gdzieś wiele mil stąd, właśnie ścięto jej drzewo

U Lewisa pojawia się także zagadkowy Morski Lud, napotkany przez załogę Wędrowca do Świtu u progu krawędzi świata - stworzenia te, wyglądające mniej więcej tak jak ludzie, mają pod powierzchnią morza własny świat, będący jakby lustrzanym odbiciem naszego - drapieżne ryby pełną u nich rolę naszych sokołów używanych do polowania, a płycizny są niebezpiecznymi górami, na które wyprawiają się poszukiwacze przygód.
Sapkowski także umieścił driady w tyglu swego świata, ale - by użyć neologizmów - odbaśniowił je i urealnił. Nie są to już zwiewne boginki stojące jedną nogą w świecie bogów, ale twarde bojowniczki o wolność, feministki i patriotki zarazem; są, co prawda, spokrewnione z elfami - ale u Asa i elfowie ze swymi słabostkami i wadami dziwnie przypominają ludzi odbitych w krzywym zwierciadle. Driady mieszkają w prastarym lesie Brokilon i zamierzają bronić go przed najeźdźcami tak długo, jak długo pozostanie z nich choć jedna. Wiedzą, że jest ich coraz mniej, więc - by przedłużyć swoje istnienie - porywają ludzkie dziewczynki i wychowują je jako driady... Prawdziwa driada może zaś urodzić się tylko wtedy, kiedy uda im się pojmać mężczyznę z zewnątrz. Braenn i jej rodaczki uderzają beznamiętnością, obojętnością wobec wszystkiego, co nie dotyczy ich samych - tylko Eithne, ich władczyni, zdaje się być świadoma, czego chce od przyszłości. Driada Sapkowskiego jest więc mieszanką tej prawdziwej, greckiej z Amazonką, ale ma też coś ze słowiańskiej wiły, czyhającej tylko, by odebrać matce jej niemowlę (u Sapkowskiego egzystują także sylfidy, ale tylko w opowiadaniach - nigdzie jednak żadna się nie pojawia).
A oto diametralnie różny od poprzedniego opis driady: Dziewczyna była zielona. Cała. Rincewind wiedział, że nie może się mylić, ponieważ miała jedynie medalion na szyi. Jej długie włosy przypominały nieco mech, oczy bez źrenic jarzyły się jaskrawą zielenią. Rincewind zaczynał coraz bardziej żałować, że na Uniwersytecie nie uważał podczas zajęć z antropologii. To, oczywiście - czego nietrudno się domyślić już po imieniu bohatera, jedynego maga, który nie potrafi czarować - Terry Pratchett, reprezentant fantasy czysto humorystycznej, wyśmiewającej stereotypy i ukształtowane już przez innych poglądy, między innymi na temat bestiariusza. Dlatego też istnieją u niego także driadowie-mężczyźni, co Druelli - przedstawicielce driadziej rasy - wydaje się zupełnie oczywiste. Bo inaczej, skąd brałyby się żołędzie?
Ale fantaści nie czerpią natchnienia wyłącznie z mitologii greckiej - w czwartym tomie serii o Harrym Potterze maskotkami bułgarskiej drużyny quidditcha są wile, czyli wiły, których taniec oczarowuje męską część publiczności w magiczny sposób. Jedna z uczestniczek Turnieju Trójmagicznego, jak można przypuszczać, Francuzka - Fleur Delacour - jest wnuczką wili (posiada zresztą w różdżce jej włos), co tłumaczy jej niezwykłą urodę.
No i syreny - pojawiają się w Przygodach Piotrusia Pana J.M.Barriego jako piękne, ale nieufne i niechętne ludziom stworzenia, które całymi godzinami mogą zabawiać się graniem w piłkę, którą odbijają za pomocą ogonów. Wendy zawsze chciała bliżej się z nimi zapoznać, ale one nie miały ochoty na zawarcie znajomości; Piotruś zabrał kiedyś grzebień jednej z nich i podarował go Wendy. U Sapkowskiego także mamy syreny - bliżej zapoznajemy się jednak tylko z jedną z nich, Sh\'eenaz - bohaterką opowiadania Trochę poświęcenia, które po części stanowi parodię andersenowskiej Małej syrenki; syrena, owszem, kocha księcia Aglovala, ale nie zamierza bynajmniej poświęcić dla niego ogona - posiada jednak eliksir, z pomocą którego jej wybranek może stać się trytonem. Ja też... ja też go lubię i chcę mieć z nim narybek, ale jak, gdy on nie chce zostać mleczakiem? Gdzie ja mu ikrę mam złożyć, co? Do czapki? - pyta retorycznie Sh\'eenaz Geralta, który służy parze jako tłumacz (bo u Asa - co wydaje się całkowicie zrozumiałe - syreny, jako przedstawicielki innej rasy, posługują się także inną mową, śpiewnym dialektem będącym odmianą języka elfów).
Zupełnie inaczej wyglądają syreny u Ewy Białołęckiej - w Tkaczu Iluzji Kamyk o mało nie ginie z ich rąk. Czaszka syreny była lekko spłaszczona. Domyślam się, że dzięki temu stworzenie lepiej pokonywało opór wody przy pływaniu. Tym również można było tłumaczyć maksymalne zwężenie ramion, krótką szyję i gładką, śliską skórę, nieprzyjemną w dotyku. To morskie stworzenie nie miało na ciele ani jednego włosa, prócz pojedynczego kosmyka na głowie. Twarz syreny pozbawiona była brwi, oczy - rzęs, a także powiek. Tylko od dołu nachodziła na źrenice cieniutka błona, jak trzecia powieka u gadów. Nozdrza były ukośnymi szczelinami nad linią bezwargich ust. Uszy praktycznie nie istniały. Odkryłem za to coś, co najbardziej przypominało wielowarstwowe skrzela. Zęby syren wyglądają paskudnie. Są drobne, gęsto ustawione i trójkątne. Bardzo przypominają piłę do cięcia drewna, albo pułapkę na drapieżniki. Z pewnością syreny są w stanie wyrwać kawałek ciała za jednym ugryzieniem. Okropność. Gdzieś na wysokości domniemanych bioder zaczynał się masywny ogon, pokryty szarą skórą, a kończył płetwą kubek w kubek podobną do płetwy delfina. Syreny są żyworodne - o tym świadczył pępek, ale nie mogłem dopatrzyć się sutków, ani żadnych widocznych narządów płciowych - ten chłodny i dokładny opis sporządzony przez wychowanka maga-medyka uzmysławia nam, że syreny z Lengorchii i okolic nie miały nic wspólnego ze ślicznotkami w stylu Lorelei - to raczej, można powiedzieć, krwiożercze drapieżniki, mięsożerne zwierzęta czyhające na każdego niewprawnego pływaka, by wciągnąć go pod wodę.
Driady, rusałki, nimfy, boginki, syreny - stały się już nieodłącznym składnikiem bestiariusza fantasy, lub raczej - spisu egzystujących w nim ras rozumnych. Nic dziwnego - są uosobieniem tego wszystkiego, co kojarzy nam się z nieuchwytnym światem baśni i czarów. Same przez się magiczne, zamieszkują lasy, pola, łąki, rzeczułki, strumienie i dalekie, niedosiężne wyspy, służąc nam za symbole tego, co niezrozumiałe i nadprzyrodzone - a jednak bliższe nam, śmiertelnym, niż inne stworzenia z baśniowego uniwersum.



Na podstawie artykułu czasopisma „Elixir”


WZGLĘDNE MUGOLSKIE POJĘCIE


Woda, H2O, tlenek wodoru, bezbarwna ciecz (w grubych warstwach niebieskozielona), pozbawiona zapachu i smaku. Temperatura topnienia 0°C (może być przechłodzona do temperatury -46°C), temperatura wrzenia 100°C, temperatura krytyczna 374°C, ciepło topnienia (0°C) 6,01 kJ/mol, ciepło parowania (25°C) 44,01 kJ/mol, stała ebuliometryczna 0,512 K⋅kg/mol, stała kriometryczna 1,86 K⋅kg/mol, gęstość 1g/cm3, lepkość (20°C) 1,0⋅10-3 Pa⋅s, napięcie powierzchniowe (20°C) 72,75 J/m2, przewodnictwo właściwe (18°C) 4,2⋅10-8 Ω-1cm-1, względna przenikalność elektryczna (20°C) 80,20, moment dipolowy 1,84 D, współczynnik załamania światła (589,0 nm) 1,33.

Orbitale tlenu w cząsteczce wody ulegają hybrydyzacji typu sp3. Kąt między wiązaniami H-O-H wynosi 104,5°, są one spolaryzowane. Cząsteczki wody tworzą asocjaty (asocjacja). W nieznacznym stopniu ulega ona autoprotolizie zgodnie z równaniem 2H2O = H3O+ + OH-. Jony rozpuszczone w wodzie są hydratowane. Jej cząsteczki mogą spełniać rolę ligandu w związkach kompleksowych. Łatwo wchodzi w reakcje chemiczne z wieloma substancjami, np. z metalami alkalicznymi, fluorem, niektórymi tlenkami metali i niemetali.

Woda należy do najbardziej rozpowszechnionych związków w przyrodzie, stanowi składnik organizmów żywych. W przemyśle stosowana jest jako rozpuszczalnik, para grzejna lub medium chłodzące, surowiec chemiczny, moderator w reaktorach jądrowych.

Woda znajdująca się na powierzchni Ziemi tworzy hydrosferę i jest przedmiotem badań działu geografii zwanego hydrografią, przy czym nauka ta zajmuje się także wodami podziemnymi. Woda na Ziemi występuje w postaci stałej (lodowce, lądolody, pokrywa śnieżna), ciekłej (oceany, rzeki, jeziora) i gazowej (para wodna). Ciągłe krążenie wody w przyrodzie opisuje cykl hydrologiczny.Szacuje się, że wszystkie rodzaje wód łącznie mają objętość 1360 mln km3, z czego 97% to wody oceanów.

Funkcje wody w środowisku geograficznym to m.in.: rzeźbotwórcza (akumulacja rzeczna i lodowcowa, erozja rzeczna i lodowcowa), skałotwórcza (osady morskie z minionych epok geologicznych), magazyn ciepła (para wodna w atmosferze), rozpuszczalnik związków organicznych (woda w glebie), źródło pożywienia dla człowieka (rybołówstwo), droga transportowa (żegluga), źródło energii (hydroelektrownie).

Wody powierzchniowe klasyfikuje się wg: zasolenia, zawartości składników mineralnych (np. wody oligotroficzne, eutroficzne), temperatury (prądy morskie ciepłe i zimne, stratyfikacja termiczna jeziora), możliwości przemieszczania się (wody płynące - rzeki, strumienie i stojące - jeziora, bagna).



Wody podziemne klasyfikuje się wg: występowania w warstwach skalnych (np. wody artezyjskie), mineralizacji, rodzaju mineralizacji (solanka, wody siarczane, z rozpuszczonym siarczanem wapnia, szczawy), temperatury (cieplice), dostępności dla roślin (woda glebowa), głębokości zwierciadła wody podziemnej, pochodzenia (np. wody juwenilne, kondensacyjne).

MORSKIE SKARBY



Muszla to zewnętrzny szkielet zwierzęcia o miękkim ciele nazywanym mięczakiem. Wytwarzana jest przez nabłonek fałdu skóry zw. płaszczem. Na ogół zbudowana jest ona z 3 warstw: zewnętrznej - konchiolinowej, tworzącej również wieczko w muszlach ślimaków (pod względem chem. zbliżonej do chityny), środkowej - wapiennej (tzw. porcelanowej lub pryzmatycznej) oraz wewnętrznej, zw. macicą perłową. Budulcem dwóch ostatnich warstw jest głównie węglan wapnia (CaCO3). Muszle rosną od krawędzi zewnętrznej. Właśnie na rosnącej krawędzi zwierzę wytwarza guzki, łuski, kolce i żebra. Barwne wzory na powierzchni muszli to odzwierciedlenie powtarzających się rytmicznie okresów wzrostu i jego zahamowań.
Niemal wszystkie gatunki mięczaków należące do pięciu gromad: ślimaków, małży, walconogów, chitonów i głowonogów tworzą okrycie z muszli. Większość muszli wytwarzają przedstawiciele dwóch z nich: ślimaki i małże.
Ślimaki mają muszle jednoczęściowe, zwykle spiralnie skręcone, małże zaś dwuczęściowe, zwykle połączone po jednej stronie zamkiem. Głowonogi mają muszle wielokomorowe lub szczątkowe, a u chitonów muszle składają się z 8 płytek.



BURSZTYN

Gładząc złote włosy swej żony Poppei Sabiny, Neron szeptał z zachwytem „bursztynowe”. Poppea wiedziała, że Neron kocha ja nad życie i nie odmówi jej niczego...



Słyszała od niewolnic pochodzących z dalekiej północy, że przebywanie w otoczeniu bursztynu zapewnia młody wygląd. Namawiała więc Nerona, by wysłał ludzi po ten „cudowny kamień”. Neron wahał się, bo taka wyprawa była trudna i niebezpieczna. Złoża bursztynu znajdowąły się gdzieś na północy i tylko nieliczni mieli odwagę zapuszczać się tak daleko. Czekały ich tam chłód i spiekota, przeprawy przez leśne mokradła i starcia z barbarzyńskimi plemionami.



Nie bez powodu nazywano go złotem północy. Mała statuetka z bursztynu kosztowała więcej niż zdrowy niewolnik. Neron potrzebował bursztynu – na igrzyska. Chciał zadowolić lud, który nękany wysokimi podatkami z coraz większą dezaprobatą patrzył na artystyczne upodobania cesarza.

Zlecił więc Julianusowi – organizatorowi igrzysk gladiatorskich – przygotowanie ekspedycji. Wyprawa zakończyła się sukcesem. Do Rzymu przywieziono niewyobrażalne ilości bursztynu. Jedna z brył ważyła ponoć 4 kg. Igrzyska, które urządził potem Neron były wspaniałe. Nawet siatka służąca do powstrzymywania zwierząt i osłaniała podium na każdym węzełku miała bursztyn.

Szczególne upodobania Nerona do „magicznego kamienia” sprawiło, że za jego czasów

(37-68 r. n. e. ) zapanowała prawdziwa moda na bursztyn. Różnorodność luksusowych wyrobów z bursztynu wykonywanych przez starożytnych rzemieślników zachwyca i dziś.

Bursztynowymi liśćmi Rzymianie obdarowywali się na Nowy Rok. Lustra z bursztynowymi pokrywani, bursztynowe wisiorki w kształcie owoców, oraz grzebienie i szpile do włosów to przedmioty, na które nie każda rzymska elegantka mogła sobie pozwolić. Gladiatorzy nosili kawałki bursztynu z wyrytym napisem „zwyciężę”, a zapach wonnych bursztynowych kadzideł unosił się podczas obrzędów religijnych i uczt.



Urodę bursztynu odkryto jednak już znacznie wcześniej, przed Neronem. W różnych kulturach i epokach wykorzystywano go już od górnego paleolitu (40.000-8000 p.n.e.).

Pierwszymi bursztynowymi ozdobami były zapewne tzw. nadziaki, czyli bryłki bursztynu z naturalnym otworem po gałązce lub igłach. Nanizane na żyłkę ze ścięgna zwierzęcego zdobiły ręce i szyje piękności z epoki kamienia. Mężczyźni również lubili takie ozdoby. Z końca tego okresu pochodzą pierwsze bursztynowe posążki zwierząt. Figurki niedźwiedzi, jeleni, koni, ptaków miały zapewniać ówczesnym myśliwym pomyślność w łowach i ochronę przed złymi mocami.

Później, w neolicie (8000-2000 lat p.n.e.), epoce pierwszych rolników bursztyn wykorzystywano częściej. W Danii pod fundamentami domów z tego okresu odnaleziono naczynia pełne szlifowanych bursztynowych paciorków. To prawdopodobnie tzw. ofiary zakładzinowe. Umieszczano je pod fundamentami nowych domów – na szczęście. Pojawiły się wtedy też figurki w kształcie ludzkim związane z kultem „bogini matki”.

Bursztyn z wybrzeży Bałtyku zaczął się rozprzestrzeniać na dalsze obszary – znany był w kulturze Mezopotamii, Egiptu i Grecji.



Wabił i kusił również artystów epok późniejszych. Np. we wczesnym średniowieczu w miastach pomorskich wyrabiano z niego amulety, kości do gry. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa wykorzystywany był głównie do produkcji krzyżyków i różańców. I tak było mniej więcej do XVI wieku. W XVII w. pojawiły się bursztynowe kufry, szachy, a nawet kufle.

Coraz częściej możni zamawiali bursztynowe ołtarze i krucyfiksy[1]. Dwa miasta zasłynęły wówczas z maestrii w wykonywaniu cacek ze złota północy – Królewiec i Gdańsk. Z tego okresu pochodzi też Bursztynowa Komnata uważana za ósmy cud świata, podarowana przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I carowi Piotrowi I. Ściany komnaty były wykładane płytkami różnokolorowego bursztynu inkrustowanymi i ornamentowanymi. Zdobiły je tez płaskorzeźby, popiersia i figury z bursztynu. Od II wojny światowej jej losy nie są znane.



Ludzie od wieków uważali bursztyn za kamień wyjątkowy, magiczny. Tonie w wodzie słodkiej, ale w słonej, morskiej unosi się na powierzchni. Nie dość, że lekki i ciepły w dotyku, to jeszcze lekko potarty przyciąga liście, kawałki materiału, włosy. Tę właściwość bursztynu zaobserwowali Grecy, którzy nazwali go elektronem, czyli kamieniem, który przyciąga.

Rzymianie określali go mianem succinum od „sucus”, czyli sok, nawiązując do roślinnego pochodzenia bursztynu. W języku litewskim „gintaras” znaczy amulet. Słowo jantar występuje we wszystkich językach słowiańskich. W językach germańskich Bernstein to „kamień, który się pali”. Stąd właśnie polskie słowo – bursztyn. Bursztyn się pali, i to jeszcze jak. Zapach sączący się z palonego bursztynu przypomina nieco aromat ambry - popularnego w średniowieczu pachnidła wyrabianego przez Arabów z wydzieliny żołądka kaszalota (po arabsku anbar). Stąd zapewne angielskie amber, czy francuskie ambre oznaczające bursztyn.



Wiadomo, że bursztyn jest żywicą drzewa. Nie wiadomo natomiast – jakiego. Przez wieki próbowano rozwikłać zagadkę i na źródło bursztynu typowano różne gatunki drzew, głównie sosny i cedru. Do dziś wśród badaczy nie ma jednak zgodności. Wielu za macierzyste „bursztynowe” drzewo uznaje Agathis z rodziny araukarii.

Niezależnie od tego, jak nazywało się źródło, aromatyczna żywica wyciekała z drzew i powalonych pni i wpadała do leśnych mokradeł. Bryłki żywicy płynęły strumieniami do rzek, by po jakimś czasie osiąść u ujścia głównej rzeki. Przez miliony lat pobytu w ziemi i wodzie żywica zamieniła się w bursztyn.

Do kapiącej z drzew, pachnącej i lepkiej żywicy wpadały często małe stworzenia. Muszki, pająki, chrząszcze, motyle, termity oraz mniejsze organizmy – bakterie. Większe owady albo były w stanie się oswobodzić, albo stawały się smacznym kąskiem dla innych owadów lub ptaków. W stężałej żywicy wiele z nich zachowało się do dziś w niezmienionej formie. W bursztynowych bryłkach można znaleźć też włosy, sierść oraz pióra ptaków. Do rzadkości należy jednak uwięziona z bursztynie jaszczurka, którą znaleziono w 1997 r. W Gdańsku. Ostatnio w badaniach nad ciałami zwierząt zatopionych w bursztynie pomaga genetyka molekularna. Naukowcom udało się nawet wyizolować kwas DNA z organizmów zwierząt zanurzonych w bursztynie libańskim i dominikańskim.



Z 60 żywic kopalnych najbardziej znany i ceniony jest bursztyn bałtycki – sukcynit. Większość badaczy uważa, że jego złoża występują nie tylko w Polsce i na półwyspie Sambijskim w Rosji, ale także w Danii, środkowych Niemczech i na Ukrainie. Wyróżnia się najwyższą zawartością kwasu bursztynowego – od 3 do 8%. Inne żywice nie mają go wcale, albo bardzo niewiele. Tylko niektóre z nich nadają się do obróbki.

Poza bursztynem bałtyckim najbardziej znany w handlu jest bursztyn dominikański. Symetyt – bursztyn sycylijski, rumenit z Rumunii to żywice, z których chętnie wykonywano ozdoby. Często stare bursztynowe rzeźby i ozdoby były zrobione z birmitu – żywicy wydobywanej w Birmie, a obrabianej w Chinach.

Zbieracze z epoki kamienia po przypływie lub sztormie ruszali na brzeg morza i wśród wyrzuconej przez fale plątaniny traw, wodorostów i kawałków drewna szukali lśniących w słońcu drobin. Do dziś to najprostszy sposób zdobywania bursztynu. W Sambii mężczyźni zanurzeni do pasa w wodzie wynurzali i wyciągali na brzeg trawy morskie i patyczki, które przepatrywały ich kobiety i dzieci.

W XVIII i XIX w. W Polsce wydobywano bursztyn na Pomorzu, Kurpiach, Kujawach i Mazurach. W Klukowie koło Gdańska istniała w XVIII w. Kopalnia bursztynu. Bursztynodajne złoże kryło się 20 metrów pod ziemią. Najbardziej szczodrze obdarowuje jednak bursztynem samo morze. Jak podaje Anna Pęczalska, autorka „Złota Północy”, w roku 1800 po silnym sztormie jednego dnia zebrano na pruskim wybrzeżu 150 beczek bursztynu.



O leczniczych właściwościach bursztynu pisał już Hipokrates (460-377 p.n.e.). Medycy starożytni zalecali go z winem, gdy ktoś chorował na żółtaczkę lub miał kłopoty z pęcherzem. Matki wieszały na szyjach dzieci bryłki nieobrobionego bursztynu, by chronić je przed chorobami. Leczono bursztynem dżumę i epilepsję.

Jeszcze niedawno na Kurpiach bursztynowymi pałeczkami wyciągano zaprószenia z oka, a jantarową tabaką leczono katar. Dziś bursztyn nadal jest stosowany w medycynie ludowej i homeopatii. Nalewka bursztynowa pomaga w chorobach gardła. Olej bursztynowy działa antyseptycznie i dezynfekująco. Jest też doskonałym środkiem na siniaki, ukąszenia owadów i trądzik. Łagodzi bóle reumatyczne. W ogrodnictwie stosuje się go do odstraszania szkodników. Swój renesans przeżywają kadzidełka bursztynowe. Palą się wolno, napełniając wonnym aromatem wnętrza. O ich dobroczynnym działaniu wiedzieli starożytni biesiadnicy. Neutralizują przykre zapachy, usuwają napięcie nerwowe. Radiesteci nazywają bursztyn kamieniem życia, bo ujemnie jonizuje powietrze, co jest korzystne dla zdrowia.

Bursztyn wciąż pozostaje źródłem inspiracji dla artystów – jako tworzywo rzeźbiarzy, jubilerów i projektantów mody, którzy ciągle odsłaniają jego nieznane strony. W dziedzinie biżuterii bursztynowej producenci polscy opanowali 70% rynku światowego. Kilka lat temu gdański artysta Mariusz Drapikowski, wykonał ponadpółmetrową monstrancję w kształcie drzewa życia dla kościoła św. Brygidy w Gdańsku. Słoneczny kamień kojarzący się z latem, zapachem morza i miłością wciąż budzi emocje i trudno zaprzeczyć, że ma w sobie jakieś magiczne ciepło.



--------------------------------------------------------------------------------

[1] Krucyfiks, krzyż z przedstawieniem Chrystusa (Jezusa), malowany lub rzeźbiony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Esy i Floresy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin