Forum Lochy
Gdzie Snape mówi dobranoc...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Następny Rozdział

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Grash
Charłak



Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Sob 18:40, 19 Sie 2006    Temat postu: Następny Rozdział

Betuje Idril, której dziękuje za czas, który mi poświęciła.


Następny rozdział

Nastawał nowy dzień. Horyzont wyłaniał się powoli w blasku wschodzącego słońca, które przeganiało ciemność na zachodnią stronę nieba. Gwiazdy, które jeszcze niedawno ozdabiały firmament, teraz były oślepione dostojnością innej gwiazdy. Lekki wietrzyk, poruszający konarami drzew, wypędził z lasu całe ptactwo. W oddali, na wzgórzu, ukazywał się w całej okazałości budynek z dziesiątkami wieżyczek. Hogwart – drugi dom.
Piękno tej scenerii burzyły wydarzenia, które rozgrywały się na błoniach zamku. Na ziemi, półleżąc, opierał się na rękach młody chłopak. Mógł mieć niewiele ponad osiemnaście lat. Na jego czole, pośród kruczoczarnych włosów, w których odbijał się blask porannych promieni, widniała blizna w kształcie błyskawicy. Stanowczy wzrok młodzieńca utkwił w jednym punkcie. W oczach największego wroga Harry’ego.
Postać ta miała przerażający wygląd. Jej twarz była zdeformowana: prawie niewidoczne uszy przylegały gładko do głowy; nos składał się wyłącznie z dwóch czarnych dziurek nad wąskimi ustami. Największe przerażenie wzbudzały oczy. Migdałowe, lekko uniesione, z pionowymi źrenicami, płonące żądzą mordu.
Mężczyzna stał nad chłopcem i celował w niego różdżką. Z jego gardła wydobywał się dziwny syk:
- … I wypełni się słowo. Już nigdy nie staniesz mi na drodze – szepnął. - … Znów będę potężny i nieśmiertelny!
- Nie! – wykrzyczał czarnowłosy, a jego głos odbił się echem od ściany lasu.
- AVADA KEDAVRA!
Błysnęło zielone światło, które zdawało się pędzić w stronę chłopca. Ten otworzył szerzej oczy i nagle zobaczył wszystko w zwolnionym tempie.
Rozejrzał się. Nieopodal zobaczył jakichś ludzi, których nie umiał rozpoznać. Kilku z nich przytrzymywało siłą jego przyjaciół.
- Nie róbcie tego! – Dochodziły do niego niewyraźne okrzyki rudzielca i dziewczyny, którzy próbowali wyrwać się z uścisku napastników.
Chłopak poczuł się dziwnie odrętwiały. Ręce ugięły mu się pod własnym ciężarem i runął na wilgotną od rosy trawę.
- To… nie miało… być tak – wysapał ostatkiem sił. Oczy zaszły mu mgłą, a w uszach zabrzmiał przeraźliwy świst.
Cały trud poszedł na marne.
Takiego obrotu wydarzeń nie spodziewała się żadna z walczących stron. A jednak…

***

- Śniadanie gotowe! – rozległ się głos pani Weasley, na tyle donośny, że dotarł na piętro, do pokoju jej najmłodszego syna.
- No, nareszcie – mruknął Ron, zaścielając swoje łóżko pomarańczowym pledem. – Zjadłbym hipogryfa z kopytami, a jego szponami wydłubałbym sobie resztki z zębów. Że też mama nie zostawiła nam wczoraj kolacji…
- Pewnie pomyślała, że zjemy coś w mieście – odpowiedział Harry wkładając skarpetki. – Burczy mi w brzuchu.
- Mogliśmy nie włóczyć się tyle po Pokątnej, tylko od razu wejść do banku.
- Ale skąd mogliśmy wiedzieć, że Gringott jest tak obstawiony? – Harry poprawił poduszkę na swoim łóżku i dodał zdenerwowany: – Gdybym wiedział, to poprosiłbym Billa o pomoc.
- Taa… Wiesz gdzie ten parszywy, parchatonosy goblin chciał mi wsadzić Detektor Tożsamości?
Zbolały wzrok Rona spoczął na Harrym. Przez chwilę milczeli, aż nagle oboje ryknęli śmiechem.
- Wiesz, nie chciałbym być w skórze tego wysokiego blond kolesia, który stał przed nami.
- Nie pozwoliłbym zrobić wam krzywdy – powiedział czule Ron, klepiąc się po pośladku.
Chłopcy zbiegli po skrzypiących schodach do sporej kuchni, gdzie stał duży, drewniany stół. Siedział przy nim, między innymi, pan Weasley, przeglądając „Proroka Codziennego”.
- Witam śpiochów!
Pomachał do nich.
Bill, który zajął miejsce po lewej stronie ojca, zdawał się nie zauważać brata i jego przyjaciela, zajęty podziwianiem urody swojej żony.
- `Arry! Ron! Dziń dobri! Chodźci na jajecznicy, sama zrobiłam! – zachęcała Fleur.
Harry spojrzał wymownie na Rona, jednak kątem oka zobaczył coś, co bardziej przykuło jego uwagę. Siostrę przyjaciela.
Siedziała naprzeciwko Billa i popijała herbatę. Miała długie i proste włosy, które z biegiem lat z koloru rudego przeistoczyły się w miedziany. Harry nie mógł oprzeć się ich urokowi. Ale to nie jej włosy sprawiały, że na widok Ginny Harry’emu szybciej zaczynało bić serce.
Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Potter odwzajemnił uśmiech, czując, że sobota nie mogła się lepiej zacząć. Podszedł do krzątającej się jeszcze pani Weasley, wyciągnął z kieszeni sakiewkę i z uśmiechem wręczył ją pulchnej kobiecie.
- Dziękuję – powiedział.
- Och, Harry! Ile razy ci mówiłam, że niepotrzebnie się fatygujesz? Arturze, powiedz mu coś!
Harry usiadł obok Rona, a pani Weasley zajęła ostatnie wolne miejsce przy stole.
- Molly, kochanie… - Pan Weasley wysunął głowę znad gazety. – A co mam mu powiedzieć? Przecież i tak nie posłucha. – Spojrzał na Harry’ego, a ten uśmiechnął się. – To jego złoto i może z nim robić, co chce. W końcu jest już dorosły.
Odłożył gazetę i pogrzebał ze zniechęceniem w jajecznicy, próbując niezauważenie powyciągać z niej drobne pozostałości skorupek, a następnie dodał: – Harry, znasz moje zdanie.
- Tak, proszę pana. Przerabialiśmy to nie raz. Jestem wdzięczny za to, co dla mnie robicie, a złoto jest moim podziękowaniem. Utrzymujecie mnie, a to kosztuje. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie wy.
Pani Weasley zaszkliły się oczy.
- Widzisz, mamo! – odezwał się Ron, który dokładał sobie porcję jajecznicy. – A ty nawet okruszków po wczorajszej kolacji mu nie zostawiłaś.
- Zamknij się – warknęła do brata Ginny i trzepnęła gazetą po rudej czuprynie.
- `Arry, ty taki kochani chłopak! – odezwała się Fleur. – Zupełni jak moi siostra, Gabrielle! Wiesz, że ona skończyła już Akademié Beauxbatons? Tak dawno jej nie widziałam – zasmuciła się – ale zaprosiłam ją tutaj i mam nadziei, że…
Ron prychnął. Miał już dość rozmów o Gabrielle. Spojrzał znacząco na przyjaciela i zajął się konsumowaniem kolejnej kanapki.
Harry usłyszał szum skrzydeł. Spojrzał na „Proroka Codziennego”.
- Myślałem, że poczta już była.
Ginny podeszła do okna i otworzyła je szerzej. Rozsunęła także firankę i Harry mógł lepiej zobaczyć, że dwie małe sowy nadlatują w kierunku Nory.
Ptaki wylądowały na kuchennym blacie i otrzepały pióra.
- Listy! – zawołała Ginny, wyciągając sowom z dziobów koperty. – Do ciebie, Fleur – wręczyła szwagierce niebieską kopertę zaadresowaną pismem pełnym zawijasów – i do was, chłopaki. Ron wyrwał siostrze list i rozerwał go pośpiesznie. Prześledził tekst wzrokiem i oddał go Harry’emu.
- Hermiona?
Ron pokiwał głową.

Kochani Harry i Ron,
Czas mija nieubłaganie szybko. Wydawać by się mogło, że jeszcze wczoraj się z Wami widziałam.
Dziękuję za ostatni list. Trzymam kciuki za Wasze powodzenie.
U mnie, niestety, nienajlepiej. Rodzice wciąż są oburzeni moim postępowaniem. Są wściekli, że zawaliłam ostatni rok w Hogwarcie. Nie pomogły tłumaczenia, że w świecie czarodziejów nastały trudne czasy, a szkole groziło zamknięcie. Oczywiście nie zrozumieli, o co toczyła się gra i co próbowaliśmy zrobić! Dla nich najważniejsze jest moje wykształcenie. Dają mi do zrozumienia, że moje miejsce jest wśród mugoli. A przecież tak się cieszyli, gdy dwanaście lat temu dostałam list od Dumbledore'a.
Rodzice jak postanowili, tak zrobili i od roku studiuję medycynę. Chcą bym poszła w ich ślady…
Zwróciłam się do Ministerstwa Magii z prośbą o przedstawienie premierowi moich dokonań w Hogwarcie. To za jego poleceniem dostałam się na uczelnię.
Jak widzicie, nie jest różowo, bo nie tak planowałam przyszłość. Niestety, jestem jeszcze uzależniona od rodziców, więc muszę poddać się ich woli. Najgorsze jest to, że mam zaległości i kiepsko mi idzie.
Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Piszcie często, bo nie wiem, jak inaczej tu wytrzymam.
Pozdrowienia dla całej rodziny, Ron. Ucałowania dla Ginny.
Ściskam Was i tęsknię,
Hermiona.

Harry kilkukrotnie, prześledził wzrokiem pochyłe pismo Hermiony.
- Hermiona pozdrawia wszystkich, oprócz Ginny – rzucił Ron.
- Co? – krzyknęła dziewczyna, gotowa się obrazić.
- Tak! Tobie przesyła ucałowania, ale to nie moja działka. – Uśmiechnął się zgryźliwie rudowłosy.
Ginny spłonęła rumieńcem, a państwo Weasleyowie wymienili zdziwione spojrzenia.
- A co tam u Hermiony słychać? – zaciekawił się pan Weasley.
Ron zaczął opowiadać, a Harry’emu ze słowa na słowo robiło się coraz bardziej głupio. Ona poświęciła wszystko, by mu towarzyszyć. Postawiła na szali naukę i całą przyszłość. Czuł się winny temu, co przydarzyło się Hermionie. Zrobiła to dla niego, w imię wyższych idei. Wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby dopięli swego, a tak, to…
- Gabrielle przijeżdża!
Harry otrząsnął się z zamyślenia.
- Jutro! Słyszyci? Gabrielle! – Fleur cieszyła się jak małe dziecko. Ucałowała męża w policzek i uścisnęła panią Weasley.

***
- Co ci jest, stary? – zagadnął Ron
Harry siedział pod czereśnią w ogrodzie Weasleyów. Owoce już dawno znikły z drzewa, przy ogromnym udziale szpaków. Słońce przyjemnie świeciło i prześwitywało przez liście, grzejąc twarz.
- Myślałem o Hermionie – odpowiedział, przeciągając się. Ściągnął okulary i przetarł dłońmi oczy. – Głupio mi.
- Wrzuć na luz! – Ron położył dłoń na ramieniu przyjaciela. – To nie twoja wina! Nikt z nas jej do tego nie namawiał. A z pewnością nie ty. Ja też zawaliłem i co? Prawdę mówiąc, myślałem, że mnie żywcem zakopią, ale…
- Twoi zrozumieli, o co toczyła się gra – wszedł mu w słowo Harry. – Byli po naszej stronie.
- Grangerowie to mugole. Czego się spodziewałeś? – Wzruszył ramionami. – Szkoda, że nie pozwolili jej skończyć Hogwartu zaocznie. – Ron westchnął. Oparł się plecami o drzewo i włożył ręce do kieszeni.
Leciutki wietrzyk poruszył leniwie liśćmi.
- Musieli się na nią porządnie wkurzyć – mruknął Harry.
- Chyba po raz pierwszy w życiu. – Uśmiechnął się Ron.
- Nie zgrywaj się, brat! – zbeształa go Ginny. Kroczyła ku nim, niosąc każdemu szklankę z sokiem.
Harry podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie i odebrał od zalotnie uśmiechającej się do niego dziewczyny szklankę.
- Wielkie dzięki! – wysapał Ron. Pochwycił naczynie i jednym haustem opróżnił jego zawartość. – Pyszne!
- Mama chce, żebyście pomogli Billowi odgnomić ogródek. – Ginny wyszczerzyła zęby.
- Och, no dobrze. – Ron wydął wargi. – Chodź, stary, miejmy już to za sobą. – Rudzielec spojrzał na niebo. – Oby zaraz zaczęło padać, może wtedy mama się nad nami zlituje.
Wyprostował się i ruszył w kierunku domu. Odwrócił się i zobaczył, że Harry za nim nie idzie.
- Harry? – Jego przyjaciel był dziwnie nieobecny. Zielone oczy Pottera podziwiały w tej chwili urodę Ginny. – Matko! – Ron spuścił głowę. Podszedł do czarnowłosego, wyrwał mu szklankę z ręki i łapczywie wypił jej zawartość. – Zaczyna się – mruknął. – No, to ja zaniosę te szklanki z powrotem. - Odwrócił się na pięcie i opuścił ich, kręcąc głową.
- Podstępna diablica – powiedział z przekąsem Harry, unosząc brew. Pragnął jak najszybciej poczuć zapach dziewczyny.
- Myślałam, że nigdy sobie nie pójdzie. – Zerknęła przez ramię, upewniając się, czy Ron oddalił się dostatecznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vexia
Szaman



Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/4

PostWysłany: Wto 14:18, 22 Sie 2006    Temat postu:

Lubię to opowiadanie. Czytałam w trzech miejscach i za każdym razem mnie zachwyca XD jeśli jeszcze gzieś zamieścisz, to daj, też przeczytam.
Podoba mi się styl i to, że nie jest to gniot. Większość opowiadań tutaj ma niski poziom w porównaniu do Mirriel. Nie chciałam tego mówić, ale tak jest. W wielu widać zapotrzebowanie na betę. Tutaj już go nie ma, bo beta została wykorzystana... wiele opowiadań ma oklepany temat, w większości o Sevie. To mi się nie podoba.
Opowiadanie "Następny rozdział" to jest to, co ja lubię najbardziej. Śliczne opisy, brak błędów, brak Marry Sue. Najważniejsze - to nie jest gniot.
Pomyliłam się. Widziałam to w czterech miejscach. I widziałam to niezbetowane. Wiem, że autorka ma talent. Proszę Grasheczko, pisz dalej:*
Życzę Wena
Vex

P.S Na tym forum moje komentarze i tak są w miare przychylne i nie jadę po opowiadaniach. Macie szczęście XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vardamerethiel
Niewymowny



Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 414
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Bielsko-Biała

PostWysłany: Wto 21:49, 22 Sie 2006    Temat postu:

Ciężko jest mi napisać cokolwiek, bo jestem raczej osobą która potrafi krytykować i wytyka błędy, a chwalić nie koniecznie, co pewnie niezbyt dobrze o mnie świadczy... To co bardzo mi się podoba w tym tekście, to brak błędów, ja mam z tym niestety problem, więc podziwiam. Bardzo przyjemnie się czyta, styl jest naprawdę świetny, często mi się zdarza coś czytać, a myślami błądzić gdzie indziej, a to mnie naprawdę zaciekawiło i nie uciekałam gdzieś nimi w inne sfery życiowe...

Vexia napisał:
Większość opowiadań tutaj ma niski poziom w porównaniu do Mirriel. Nie chciałam tego mówić, ale tak jest. W wielu widać zapotrzebowanie na betę. Tutaj już go nie ma, bo beta została wykorzystana... wiele opowiadań ma oklepany temat, w większości o Sevie. To mi się nie podoba.


Ała... Poczułam aluzję. Very Happy

Vexia napisał:
Na tym forum moje komentarze i tak są w miare przychylne i nie jadę po opowiadaniach. Macie szczęście XD


A myślę, że powinnaś, jako persona która pojawiła się tutaj jako guru od fanfiction i zrobiła nie małą rewolucję w tej kwestii!

Żadnej aluzji kochanie nie byłoSmile a z tym objeżdżaniem, wiesz nie chcę się od początku narażać, ale chyba był by to dobry pomysł... i zastanawiam się, czy przypadkiem nie blokować tych najbardziej dennych opowiadań aż do nadesłania poprawionej wersji... bo jak widzę niektóre "dzieua" to aż mnie skręca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grash
Charłak



Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Czw 19:06, 07 Wrz 2006    Temat postu:

Słońce powoli chowało się za chmurami, niebo przybierało barwę atramentu. Zerwał się wiatr, który zmierzwił Harry’emu włosy. Chłopak poczuł, że ciało Ginny pokryło się gęsią skórką. Objął ją mocniej.
- Chodźmy. Robi się zimno.
Chwycił rękę dziewczyny. Wracali do domu.
- Wejdziemy przez kuchnię. Ja polecę na górę, a ty powiesz, że sprzątałeś komórkę obok domu. Bill tam wczoraj porządkował – zaproponowała, widząc zaniepokojenie na twarzy chłopaka. – Jest zbyt zajęty Flegmą, by o tym powiedzieć rodzicom.
Harry uśmiechnął się w duchu. Co oni robią? Zachowują się jak szczeniaki, które wstydzą się przed obcymi swoich uczuć i przeżywają pierwszą namiętność w obawie przed rodzicami.
Ginny weszła do kuchni pierwsza i stanęła jak wryta. Harry, który kroczył tuż za nią, o mało nie wpadł na dziewczynę. Poczuł, jak uścisk jej dłoni słabnie. Natychmiast zauważył, co było tego przyczyną.
- No, nareszcie jesteś, Harry. – Pan Weasley siedział w kuchni i nerwowo stukał palcami w dębowy stół, na którym spoczywała jego brązowa szata podróżna. – Gdzie się spodziewałeś?
- Ja, ten tego… byłem…
- Zresztą nieważne. Leć na górę po Rona.
- Coś się stało? – zaniepokoiła się Ginny.
- Mają umówione spotkanie w Kwaterze Aurorów…
Harry w ciągu kilku sekund był już na piętrze i z hukiem otworzył drzwi do pokoju.
- Ron! Mają nasze wyniki! Twój ojciec zabiera nas do…
Rudowłosy chłopak pośpiesznie podniósł się z łóżka na którym leżał. Odwrócił się tyłem do Harry’ego i zaczął poprawiać koc.
- … Ministerstwa – dokończył.
Wzrok Harry’ego powędrował na kawałek pergaminu, który nieznacznie wystawał spod poduszki.
- No, to na co czekamy? Lećmy! – Ron klasnął w ręce, chwycił przyjaciela pod ramię i wyprowadził z pokoju. Zerknął przez ramię, upewniając się, czy wszystko jest w porządku, i zamknął drzwi.

***
Harry wraz z Ronem i panem Weasleyem aportowali się między kontenerami na śmieci a obskurnym pubem, w którym większość okiem była pozabijana deskami. Potter zgiął się w pół i złapał za brzuch, by powstrzymać przemożną chęć zwymiotowania. Nienawidził teleportacji.
Zaczęło padać. Krople deszczu, które uderzały o chodnik, powodowały unoszenie się zalegającego nań kurzu. Pył ten, wymieszany z wodą wydzielał bliżej nieokreślony zapach. Zapach, który kojarzył mu się z porządkami na Grimmauld Place. Podeszli do starej, czerwonej budki telefonicznej, która stała przy ścianie jarzącej się kolorowymi graffiti. W budce wciąż brakowało kilku szyb, ale to powodowało, iż wejście do Ministerstwa Magii nie rzucało się w oczy mugoli.
- Do środka – zawołał pan Weasley, otwierając drzwi.
Było tam, jak zwykle, ciasno. Harry, który stał najbliżej krzywo wiszącego telefonu, podniósł słuchawkę i wykręcił na tarczy ciąg cyfr: 6-2-4-4-2. Nagle mężczyźni usłyszeli przyjemny kobiecy głos, dobiegający z wnętrza aparatu.
- Witamy w Ministerstwie Magii, proszę o podanie imienia, nazwiska i celu przybycia.
- A więc… - zaczął Harry, patrząc na swoich towarzyszy. – Artur Weasley, szef Biura Wykrywania i Konfiskaty Fałszywych Zaklęć Obronnych i Środków Ochrony Osobistej, Ronald Weasley i Harry Potter. Jesteśmy umówieni z panem Proudfootem, Kwatera Główna Aurorów.
Coś zazgrzytało i ze szczeliny, która w mugolskich aparatach zwykle zwraca monety, wysunęły się dwie plakietki, dla Rona i Harry’ego. Chłopcy przypięli je sobie do ubrań. - Witam pana, Arturze. – Usłyszeli głos strażnika, gdy budka zjechała do atrium. – Co pana tu sprowadza o tej porze?
- Dziś tylko towarzyszę tym dwóm młodzieńcom, Eryku. – Pan Weasley uścisnął czarodziejowi dłoń, po czym zwrócił się do syna i Harry’ego: – Zjedziecie windą na drugie piętro. Tam, zaraz po prawej stronie, znajdziecie drzwi, które wam powiedzą, że jesteście we właściwym miejscu. Za nimi mieści się gabinet Proudfoota. Proste, nie? No, a ja sobie w tym czasie zamienię kilka słów z Erykiem.
Harry i Ron weszli do jednej z wind, zasuwając za sobą kutą złotą kratę.
Potter zamyślił się. Przez głowę przemknęły mu sceny sprzed sześciu lat. Zamknął oczy. Usłyszał śmiech Bellatriks i zimny głos Voldemorta. Ujrzał Syriusza, który znika za zasłoną. Wiele by dał, aby odwrócić losy tamtej feralnej nocy. Swoją bezmyślnością i gwałtownością jawnie przyczynił się do wypadku w Departamencie Tajemnic. - Harry? – Ron szturchnął przyjaciela.
- Drugie piętro – oznajmił kobiecy głos. - Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów z Urzędem Niewłaściwego Użycia Czarów, Kwaterą Główną Aurorów i Służbami Administracyjnymi Wizengamotu.
Do biura trafili bez żadnych trudnościSzklane drzwi, zamaskowane od wewnętrznej strony papierowymi żaluzjami, opatrzone były drewnianą tabliczką:
Everard Proudfoot
emerytowany Auror
Sekretariat Kwatery Głównej Aurorów

Przyjmuje interesantów od poniedziałku do piątku
w godzinach 10-15
inny termin po wcześniejszym umówieniu

Serce Harry’ego waliło jak młotem, ale zebrał się w sobie i pierwszy wszedł do środka.
Był to mały gabinet, w którym każdą wolną przestrzeń zapełniały szafy na dokumenty i półki pełne segregatorów i teczek. Z ram obrazu, zawieszonego naprzeciw drzwi, łypał groźnie portret obecnego Ministra Magii. Tuż pod obrazem znajdowało się szerokie biurko, przy którym po obu stronach mieściły się fotele obite kwiecistym materiałem.
Na jednym z nich siedział stary czarodziej bez oka, o jasnobrązowych, przyprószonych tu i ówdzie siwizną włosach sięgających ramion. Brodę miał gęstą i długością dorównującą włosom. Jegomość wyciągnął rękę i gestem zaprosił Harry’ego, by usiadł. Potter podał rękę mężczyźnie. Auror miał silny uścisk, który u Harry’ego spowodował zdenerwowanie.
Zaczyna się – pomyślał.
W tej chwili ważą się jego przyszłe losy. Poczuł mrowienie z okolicy żołądka, lecz nie było to przyjemne uczucie, towarzyszące chwilom spędzanym z Ginny. Czy los kolejny raz będzie mu sprzyjał?
Chłopak przypomniał sobie sytuacje, które doprowadziły go do tego miejsca. Czy szczęśliwie?
Choroba, która rozprzestrzeniła się w Hogwarcie kilka ładnych lat temu – Umbryżdżyca – spowodowała powstanie GD i poważne zainteresowanie obroną przed czarną magią. To w tamtym okresie, za przykładem Rona i Hermiony, a może też by zrobić na złość Dolores, postanowił zostać aurorem. Wielkie czarne P z eliksirów na arkuszu z wynikami SUMów mogło pokrzyżować jego plany. Ale kontynuację eliksirów na wyższym poziomie umożliwił mu nowy nauczyciel tego przedmiotu, Horacy Slughorn. Czy to nie była bezpośrednia ingerencja dyrektora w jego przyszłość? Zastój w edukacji w kolejnych latach wynikał z nieukończenia edukacji w Hogwarcie, co spowodowane było poszukiwaniem Horkruksów. Ale dzięki szerokim wpływom pana Weasleya, Harry i Ron mogli zaocznie skończyć szkołę i przystąpić do OWUTEMÓW a następnie wziąć udział w kursie dla przyszłych aurorów.
I oto nadszedł ten moment, wyniki…
- Niech pan się tak nie denerwuje, panie Potter. – Czarodziej wyrwał Harry’ego z zamyślenia. Wziął do ręki pergamin, prawdopodobnie z wynikami chłopaka, i kilkukrotnie je przejrzał. – Wreszcie się pan tu zjawia, Potter. Potrzeba nam młodej krwi, nie tylko, by zaprowadzić porządek w dokumentach, ale żeby działać. Proszę. – Wręczył Harry’emu pergamin.
Chłopak próbował coś odczytać, ale tekst wydawał się zamazany. Dotknął ręką okularów, by upewnić się, czy rzeczywiście ma je na nosie.
- Więc, jak pan widzi, jesteśmy zadowoleni z pańskich rezultatów. Udowodnił pan, także swoją postawą, że zasługuje na posadę w tym urzędzie. – Czarodziej wyciągnął notatnik i przekartkował kilka stron, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. – Taa… proszę się zgłosić za tydzień, w poniedziałek, o godzinie dziesiątej. Zapozna się pan, tym razem praktycznie, z całym tym bałaganem. – Proudfoot mrugnął przyjacielsko.
Harry wyszedł z gabinetu zdezorientowany. Wymienił spojrzenia z Ronem, który, blady jak ściana, minął go w progu.
Rudowłosy znikł za szklanymi drzwiami, a Harry postanowił raz jeszcze rzucić okiem na pergamin.

HARRY JAMES POTTER
22 lata
Przystępował na kurs dla przyszłych aurorów, wieńczący się państwowym egzaminem, z którego otrzymał następujące wyniki:

ELIKSIRY: P
OBRONA PRZED NIEPRZEWIDYWALNYM: W
PRAWO MAGICZNE: P
SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: W
TRANSMUTACJA: P
ZAKLĘCIA: W

TESTY CHARAKTERU: P
TESTY INTELIGENCJI: P

Nagle spadło na niego całe znaczenie słów Proudfoota. Udało się. McGonagall mówiła, że tylko nieliczni przechodzą przez gęste sito egzaminacyjne.
Szklane drzwi znów się otworzyły, a w nich stanął Ron z pergaminem w ręku. Przeszedł ze spuszczoną głową obok przyjaciela, nie zwracając na niego uwagi.
- Ron? – zagadnął nieśmiało Harry.
Rudowłosy podniósł głowę i wlepił wzrok w Harry’ego. Cisnął mu arkusz w dłoń, a sam oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi.
O co chodzi? – pomyślał Harry. Podniósł wyniki Rona bliżej oczu, raz po raz zerkając na przyjaciela.
- Cholera – zaklął Ron. – Tyle się tego uczyłem i co? Gówno z tego wyszło!
- Panuj! – mruknął Potter. Faktycznie, Ron miał gorsze wyniki. Szczególnie zawalił Prawo i Transmutację. – Wiesz co, pójdę pogadać z tym gościem, a jeżeli dalej…
- Ale…
- Może pozwoli ci przystąpić powtórnie do tego egzaminu, sam nie wiem.
- Stój. – Złapał przyjaciela za ramię. – No... nie jest aż tak źle. – Ron przeciągał głoski, co strasznie denerwowało Harry’ego. – Na dobrą sprawę to mam dobre noty, zawaliłem jedynie prawo i … Patrz z testów mam same P – wskazał palcem na arkusz z ocenami. A ten jednooki powiedział, że to najważniejsze i…
- No, wyduś to z siebie!
- Mogę zdać to jeszcze raz. – Na twarzy rudzielca zagościł ponownie uśmiech.
- Doigrasz się kiedyś – wyszczerzył zęby Harry. – Miej się na baczności, wszak za rzucenie Cruciatusa nie grożą mi sankcje!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin