Forum Lochy
Gdzie Snape mówi dobranoc...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Odzyskane życie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vexia
Szaman



Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/4

PostWysłany: Sob 12:47, 19 Sie 2006    Temat postu: Odzyskane życie

Jest to tekst o Sybilli. Trochę nudne, takie masło maślane. Moje pierwsze opowiadanie. Zapraszam do czytania. Życzę miłego jeżdżenia po mnie. Dzięki.



Odzyskane życie

Jasny dzień. Edynburgh pełen ludzi. Jej jakby nikt nie zauważał. Snuła się wraz z dziećmi po parku szukając sensu życia. A może to była tylko grzechotka, po którą miały wrócić? Myśli kłębiły się w jej głowie bez sensu i celu. Tak jak ona wśród drzew. Już dawno zrzuciła zwiewne szale, które dodawały jej ciała, ale dalej nosząca na nosie olbrzymie okulary, wyglądała jak anorektyczka, a nie zwiewna ważka. Chciała się zmienić, ale nie wiedziała jak. Dokonała tylko jednej, małej przemiany. Miała inne zdanie o wróżbiarstwie. Teraz uważała, że utraciła wewnętrzne oko, że się do tego nie nadaje. Po prostu jest do niczego.
Brak perspektyw ciążył na niej od dziecka. Zawsze była „tą gorszą”. Jej siostra- bliźniaczka- Sinister- zdolna, miła i ładna dziewczyna miała o wiele większe ambicje niż Sybilla. Rodzice byli biedni- obydwoje pracowali jako uzdrowiciele na niskim stanowisku. Jednak od najmłodszych lat inwestowali w rozwój Sinister. To ona poszła do mugolskiej szkoły, miała nowe szaty i książki. Natomiast jedyną nową rzeczą Sybilli były skłaniki eliksirów. Szaty- przykrótkie, bo po siostrze, albo z lumpeksu. Książki używane, różdżka po babci. Dziewczyna nie widziała sensu w niczym. Czuła się bardzo dyskryminowana i głupia. Tle razy nocą płakała. Już nawet nie chodziło o siostrę, że ona ma więcej, tylko o rodziców. Nigdy jej nie docenili. Jeśli dostawała dobrą ocenę, albo zrobiła coś porządnie, to nikt jej za to nie chwalił. Natomiast jeśli jej siostra wykonała drobiazg, nic nie znaczący, to rodzice byli bliscy bicia braw. Sinister nie była zła, wiele razy pocieszała płaczącą Sybillę, proponowała jej nawet zapomogę finansową. Ale dziewczyna nie miała odwagi tego przyjąć. Nie mogła. W każdym razie była swojej siostrze za wszystko wdzięczna. Obydwie kochały się nawzajem. Gdy poszły do Hogwartu, to Sinister przyjęto do Ravenclawu ze względu na jej umysł, a Sybillę do Gryffindoru. Ona sama nie wiedziała z jakiej przyczyny. Nie była odważna, całe życie była w cieniu siostry, bała się wychylić, a jednak zawsze radziła sobie sama. Jednak to, że trafiła do tego domu, w którym się znalazła, nie było przypadkowe. W tym samym roku, tego samego dnia do tego samego domu trafił chłopak. Cudnej urody, ale bardzo zestresowany i dziwny. Sybilla bała się zrobić pierwszy krok, ale dzięki jednemu „cześć” jej życie zmieniło się na zawsze.
Od tego czasu wszędzie chodzili razem, dzielili szkolną ławę, pożyczali sobie książki, uczyli siebie wzajemnie. Sybilla była szczęśliwa jak nigdy. Najpiękniejsze lata swojego życia przeżywała w Hogwarcie z Davidem Tomphsonem. Był jej oddanym przyjacielem, zawsze ją pocieszał. Czuła, że ma kogoś jeszcze bliższego niż siostra i może na nim polegać bez względu na okoliczności. Dni, miesiące, lata przemijały a oni dalej cieszyli się swoją przyjaźnią. Było im tak dobrze. Sybilla sama nie wiedziała, czy go kocha, czy tylko lubi. Była pewna, że mu ufa... w piątej klasie zdali razem sumy, każde z nich miało po pięć, z tych samych przedmiotów. Wybrali ten sam zawód- obydwoje pragnęli być aurorami, szczególnie w tych czasach, gdy Voldemort chciał opanować cały czarodziejski świat.
Zdawali owutemy. Wszystko było już za nimi... cały stres opadł z nich jak liście jesienią. Nie wiedziała, co było tego powodem, ale nagle poczuła jego usta przy swoich... przestraszyła się. Jak zwykłe dziecko. Uciekła. Postanowiła, że nigdy tam nie wróci.
Ledwo otrząsnęła się ze straty Davida, już los szykował na nią kolejną pułapkę. Voldemort był w pełni władzy, jej matka zginęła z rąk jednego ze śmierciożerców. Nie wiedziała z czyich, nie obchodziło jej to. Nie miała z nią dobrych kontaktów. Bolało ją to mniej niż utrata przyjaciela. Na pogrzeb poszła. Nie uroniła ani jednej łzy.
Ojciec nie wytrzymał długo dłużej. Próbował pracować, ale tak go to bolało, że umarł. Sybilla nie była tym bardzo wzruszona, tak jak przy śmierci matki. Jej siostra natomiast załamała się psychicznie, więc jedyna osoba, która jej została się nią opiekowała. Była nią Sybilla. Trwało to dwa lata, zanim udało się doprowadzić Sinister do stanu, kiedy mogła zacząć doskonalenie możliwości. Postanowiła, że zostanie uzdrowicielem. Sybilla jej w tym nie przeszkadzała. Wręcz cieszyła się, że jej siostra dochodzi do dobrej formy. Teraz przyszedł czas na drugą siostrę. Nie wiedziała jaki zawód ma wybrać. Wiedziała, że na pewno nie zostanie aurorem, to pewne. Za bardzo kojarzyło by jej się to z dawnym życiem. A z nim już dawno skończyła. Nie chciała do niego wracać.
Pewnego dnia siedziała w salonie użalając się nad swym losem i zastanawiając jak wyglądali jej przodkowie, czym się zajmowali, kiedy ujrzała skrawek gobelinu wystającego z za szafy. Długo to trwało, zanim ją odsunęła. Efekt był piorunujący. Ujrzała całą swoją rodzinę w pełnej krasie. Babcie, dziadkowie, prababcie, wszyscy w komplecie. Na gobelinie były ich podobizny, imiona, nazwiska oraz zawody. Prawie wszyscy w jej rodzinie byłi uzdrowicielami. Tylko pod jednym imieniem swojej prababki „Kasandry” ujrzała dopisek „wróżbiarstwo”. Już wiedziała co będzie robić. Jej życie nagle nabrało sensu. Nie chciała tam wracać, ale Davida już dawno nie ma w Hogwarcie. Po za tym to był je dom przez siedem dobrych lat. Więc czemu nie miałaby spędzić tam jeszcze trochę czasu? Zaraz zabrała się do pisania listu do Dumbledora z zapytaniem o posadę na miejscu nauczyciela wróżbiarstwa. Czekała tydzień, nic nie mówiąc siostrze. Dostała nareszcie odpowiedź. Po tygodniiu ciężkiego stresu i oczekiwania doszedł upragniony świstek papieru. Było tam napisane, że mają się spotkać w Hogsmeade, w „Gospodzie pod Świńskim Łbem” 15 sierpnia. A upragniona data była już niedaleko. Powiedziała wszystko Sinister. Cieszyła się, że jej siostra znalazła powołanie, aczkolwiek nie uważała, żeby posada nauczyciela odpowiadała Sybilli. Ale to był jej wybór, nie mogła w niego ingerować.
Dzień przed spotkaniem Sybilla spakowała się i wyjechała. Miała zamiar przenocować w „Trzech Miotłach”. Tylko jak się tam dostać. Z teleportacji nigdy nie była dobra. A tam spróbuje, nic jej nie zaszkodzi. Skupiła się w sobie. Przypomniała sobie lekcje z teleportacji. To było straszne. Zdała, ale z wielkim trudem i bólem. Nienawidziła tego uczucia braku powietrza. Teraz stanęła przed wyzwaniem. Wielkim wysiłkiem własnej woli udało się jej przezwyciężyć strach i mdłości. Wylądowała na głównej ulicy w Hogsmeade. Jak dawno tu nie była! Trzy koszmarne lata! Ale to już przeszłość. Teraz będzie tak szczęśliwa jak dziecko. Udała się do „Trzech Mioteł”, ponieważ robiło się ciemno. Chciała odpocząć. Była umówiona na 16.00 po południu. Zdąży się wyspać, przygotować.
Wynajęła pokój na jeden dzień. Czuła, że nie będzie potrzebować więcej noclegów. Spała bardzo długo. Śnił się jej dziwny sen. Taki bardzo... realistyczny. Była w nim ona, Voldemort, jakieś małżeństwo i ich dziecko. I nagle błysnęło zielone światło i w pokoju została tylko ona i płaczący chłopiec. Obudziła się o 13.00 cała zlana potem.
Zaczęła od zjedzenia porządnego śniadania. Zeszła na dół, do gospody pełnej ludzi, zamówiła obfity posiłek i usiadła przy jedynym wolnym stoliku koło okna. Ludzie rozmawiali przyciszonymi głosami o Voldemorcie, co ostatnio było tematem tabu. Opowiadali o jego powrocie, o kolejnych mordach, o tym, czy ktoś może go unicestwić... Sybilla nie przysłuchiwała się temu za długo, odniosła tacę z zastawą i poszła do swojego cichego pokoju. Nie słyszała tutaj szmeru przesuwanych krzeseł ani przyciszonych głosów. Czuła się dobrze. Usiadła przed lustrem. Musiała coś z sobą zrobić, jakoś się pomalować. Postanowiła jednak, że nic nie nałoży, woli być naturalna. Jej długie ciemno-brązowe włosy opadały aż do łopatek. Pomyślała, że lepiej będzie jeśli zostawi je takie, jakie są. Ubrała się w zwiewną, pomarańczową suknię oraz czerwono- żółty muślinowy szal. Tuż przed wyjściem zaczęła ją bardzo boleć głowa, ale w tej chwili nie mogła odmówić już spotkania z Dumbledorem. Poszła do „Świńskiego Łba”. On już tam czekał. Weszła, przepchnęła się do jego stolika, przywitała i zaczęła mówić o swoich predyspozycjach, o tym , że jej prababka była wróżbitką. Dyrektor wydawał się mało zainteresowany rozmową. Naglę Sybilla poczuła, że ból głowy się wzmaga. Zemdlała.
Gdy się obudziła, Dumbledore oznajmiał jej, że jest przyjęta. Nie wiedziała co się stało, nie pamiętała, ile czasu to trwało, może minutę, może godzinę, a może rok. W każdym razie miała pracę! Od dawna tak upragnioną posadę, dla której poświęciła tyle swoich nerwów i nauki.
Kolejne lata w Hogwarcie były jej drugą młodością. Pasjonowała ją praca z młodzieżą, cieszyła się mogąc ich uczyć. Zawsze siedziała sama w swojej wieży i cieszyła się każdym dniem spędzonym w pracy, każdym kolejnym uczniem, który zdał sum albo owutem z wróżbiarstwa. Lata przemijały rok za rokiem, a ona wcale nie czuła się starsza. Wspaniale się jej mieszkało w Hogwarcie. Tylko, żeby umilić sobie czas łyknęła od czasu do czasu cherry, whisky albo jakiś inny lekki trunek. Ale o tym nikt nie wiedział i miał się nie dowiedzieć.
Wszystko zaczęło się psuć, kiedy miała szesnaście lat wspaniałej, owocnej pracy za sobą. Do Hogwartu przysłano szpiega ministra, Umbridge, która stwierdziła, że Trelawney jest beznadziejną nauczycielką i wylała ją z pracy. To było okropne przeżycie dla Sybilli. Wtedy zaczęły się jej problemy z alkoholem i z wiarą w siebie. Wcześniej uważała, że nie jest taka zła. Po wydarzeniach całkowicie straciła wiarę, nie umiała prowadzić lekcji, piła coraz więcej. W końcu, po śmierci Dumbledora, gdy nikt już jej nie potrzebował, a centaur Firenzo przejął jej obowiązki nie widziała sensu siedzenia w Hogwarcie. Wyjechała na dniach, nie zostawiając nawet informacji. I tak znalazła się u siostry, której pilnowała dzieci w zamian za dach nad głową.
Gdy tak sobie wspominała nagły impuls w nią uderzył. Przecież nie będzie wykorzystywać siostry do końca życia. Z wróżbiarstwem już skończyła. Musi znaleźć uczciwą pracę, nie ważne gdzie, nie ważne jaką, byle tylko zarabiała i mogła pomóc siostrze, której męża zabił Voldemort. Znów nie mogła się pozbierać po stracie męża. W ciągu szesnastu lat Sybilla nie odezwała się słowem do siostry. Nie wiedziała czemu, zapomniała o niej. Bardzo głupio było jej prosić o mieszkanie, ale Sinister przyjęła ją z otwartymi ramionami. Nie miała jej niczego za złe. I Sybilla była jej po raz kolejny wdzięczna.
Teraz zabrała dzieci z parku, wróciła do domu jej siostry, wzięła dzisiejszą gazetę i zaczęła przeglądać oferty pracy. „Nie, nie wróżbita, z aurorem skończyłam, pomocnikiem uzdrowiciela też nie chcę być”, powtarzała sobie w myślach Sybilla. Nagle natrafiła na ogłoszenie: „ Przyjmę do pracy w sklepie ze składnikami eliksirów w Hogsmeade. Zapewnione mieszkanie i miesięczna pensja 50 galeonów.” To było coś dla niej! Znalazła to czego szukała. Gdy tylko siostra wróciła do domu, Sybilla powiedziała jej, że wyjeżdża, podziękowała jej za wszystko, obiecała odwiedzać i pisać, spakowała się i wyruszyła w podróż. Użyła teleportacji tak jak siedemnaście lat temu. Znalazła się na głównej ulicy Hogsmeade. Podeszła do sklepu. Była pewna, że to tu. Weszła do środka. Poprosiła ekspedientkę o konsultację z prezesem. W międzyczasie oglądała wszystko od środka. Było tu mnóstwo dziwnych i rzadkich okazów zwierząt i roślin, ale nie tylko. Dziwne, błyszczące kamienie były ułożone w równym rzędzie. Zauważyła, że sklep jest bardzo dużo, a góra nie jest zagospodarowana. Pewnie tam były mieszkania ekspedientek. Z zaplecza wyszedł szef. Wydawało się jej, że już widziała tą twarz. I to wiele razy. Mężczyzna był wysoki, przystojny i mniej więcej w jej wieku. Już wiedziała kim jest tajemniczy nieznajomy. Spędziła z nim tyle czasu w dzieciństwie, nigdy się nie rozłączali. Tyle czasu go nie widziała. Zanim zdążył jej cokolwiek powiedzieć rzuciła mu się na szyję, a on ją przytulił, tak jak dawniej. Obydwoje czuli się tak szczęśliwi. To co było jeszcze przed sekundą już się nie liczy. To zamknięta przeszłość. Już na szczęście nie wróci. Nigdy.
David zaproponował spacer.
Zgodziła się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lafiel la Fay
Członek Wizengamotu



Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 576
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Lochy Severusa

PostWysłany: Sob 13:02, 19 Sie 2006    Temat postu:

łał....mnie się podoba.
Napisane w fajnym stylu.I nareszcie ktoś odważył się napisac opo o Sybilli.Narszcie.
Czyta się miło ,błędów nie zauważyłam, może właśnie przez to ,że tekst czytało się gładko.

Mam nadzieje,że przeczytamy coś jeszcze z pod Twojego pióra.

Całusy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin