Forum Lochy
Gdzie Snape mówi dobranoc...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opiekun [Tłumaczenie]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:22, 18 Cze 2006    Temat postu: Opiekun [Tłumaczenie]

Tekst ten publikuje równolegle na forach Mirriel i Dziurawym Kotle.
Nie jest to opowiadanie skończone - cały czas jest pisany, a ja je tłumacze w locie. Jak się ukaże nowa część - wklejam ją.
Z góry uprzedzam, że to NIE jest slash.
Zapraszam do lektury.


Tytuł oryginalny: The Legal Guardian
Autor: Lanta
Link: [link widoczny dla zalogowanych]
Tłumaczenie: Roonil
Zgoda: Jest
Betunek: Atko (odcinki 1-6), Susie i InnOS (odcinek 7)



Kuratela

Kuratela


Draco Malfoy był przygnębiony i zmęczony. Ostatnimi czasy sen stał się dla niego problemem.

Trzy tygodnie temu jego ojciec, Lucjusz Malfoy, został uwolniony z Azkabanu, aby wraz z innymi śmierciożercami dokonać inwazji na Hogwart. Gdy już był wolny, niezwłocznie udał się na poszukiwania swojego zdradzieckiego syna, który odmówił przyjęcia mrocznego znaku. Kiedy go znalazł, prawie go zabił. Prawie, bo sam zginął - z ręki Ginny Weasley.

Draco wciąż się zastanawiał, czy dziewczyna zrobiła to z czystej potrzeby ratowania znienawidzonego ślizgona, czy raczej w odwecie za piekło, które Lucjusz zgotował jej na jej pierwszym roku. Doszedł do wniosku, że jednak zemsta nie miała tu nic do rzeczy - w końcu Weasley była gryfonką.

I wtedy, pięć dni temu, Aurorzy aresztowali jego matkę, Narcyzę. Sądzono ją pod zarzutem wspierania Czarnego Pana. Niepodważalne dowody współpracy ze śmierciożercami, które posiadało Ministerstwo, oznaczały dla niej dożywocie w Azkabanie. I w odróżnieniu od Lucjusza, ona nie miała szans na ucieczkę. Potter pokonał Voldemorta, a wszyscy jego poplecznicy albo nie żyli, albo siedzieli. Nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.

I tu pojawiał się dla Dracona problem. Nie dość, że jego własny ojciec próbował go zamordować, to teraz stracił jedynego opiekuna. Jeden rodzic nie żył, drugi siedział w więzieniu. A on nie miał nawet siedemnastu lat!

Drzwi do gabinetu dyrektora otworzyły się, ukazując jego właściciela w towarzystwie mocno zdenerwowanego Snape'a. Draco wstał szybko. Jego oczy pokazywały, jak bardzo chciał znać odpowiedź.

- Przykro mi, panie Malfoy - powiedział cicho dyrektor, wchodząc do pomieszczenia - Obawiam się, że nie ma sposobu, aby pana emancypować, nawet wtedy gdy skończy pan siedemnaście lat. Próbowalismy wszystkiego, co leży w naszej mocy, ale Ministerstwo się na nic nie zgadza.

Chłopak z rezygnacją zapadł się w fotelu. Emancypacja niepełnoletnich czarodziei była rzadkim zjawiskiem, a to, kim byli jego rodzice, wcale mu nie pomogło. Cóż, jednak zawsze można było mieć nadzieję.

- Więc, kto nim będzie - spytał cicho - kto będzie moim opiekunem?

- Głowa rodziny Black. Twoja matka się z niej wywodzi, więc wedle prawa, teraz on jest twoim opiekunem.

Draco był szczerze zaskoczony. Sądził, że opieka nad nim przypadnie Snape’owi, albo ewentualnie jego ciotce Andromedzie, której tak naprawdę nigdy nie poznał.

- Myślałem, że Syriusz Black nie miał spadkobiercy! Znaczy... Myślałem, że jestem jego najbliższym męskim krewnym! Chociaż, gdyby tak było, to bym chyba został głową rodziny ponad rok temu...

- Zgadza się, Syriusz nie miał dzieci. Jednakowoż, zanim umarł, uczynił swojego chrześniaka magicznym spadkobiercą rodziny.

- Och... - chłopak spojrzał na Snape'a. Widząc niezadowoloną minę swojego nauczyciela, zrobił się podejrzliwy - Profesorze... Kto jest głową rodziny Black?

- Harry Potter - dyrektor odpowiedział miękko.

- Potter!? - Draco spojrzał na Dumbledore’a, nie wierząc własnym uszom - Ale... - powiedział słabo - Przecież on ma dopiero szesnaście lat!

Snape słysząc to, uśmiechnął się szyderczo - Głowy rodzin są automatycznie emancypowane w wieku lat szesnastu, bądź więcej. Naprawdę, Draco, powinieneś o tym wiedzieć.

- Jego wiek nie ma tu nic do rzeczy, Draco - powiedział dyrektor - Jest w końcu głową rodziny. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie ci się to nie podoba, ale to jedyne wyjście. Poza tym, przez większość roku i tak jesteście tutaj, w Hogwarcie, więc wasze kontakty pozostaną pewnie sporadyczne, jak dotąd.

Draco ukrył swoja głowę w dłoniach, nie odzywając się ani słowem. Po kilku minutach Dumbledore wstał, powiedział coś cicho do Snape'a i wyszedł z gabinetu.

- Draco. - cichy głos mistrza eliksirów wyrwał chłopaka z zamyślenia - Zdaję sobie sprawę z tego, jak możesz się teraz czuć. Mnie też nie podoba się ta sytuacja. Jednak Lucjusz nie żyje, a biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, rodzina Malfoyów też już nie istnieje. Potter jest teraz twoim opiekunem. W związku z tym, musisz go traktować z należytym szacunkiem.

- Nie mam najmniejszego zamiaru zwracać się do Pottera per Sir!

- Ale będziesz tak robił. Będziesz się do niego tak zwracał, i będziesz wykonywał jego polecenia, nawet, gdy będziesz już pełnoletni. Od małego uczono cię zasad Draco. Nie ma znaczenia, co ty o tym sądzisz. Jesteś teraz Blackiem, a on jest jej twoim opiekunem.

- Profesorze, przecież pan go nienawidzi!

- Niezależnie od moich uczuć względem Pottera, ta sytuacja nie może ulec zmianie. Jesteś czystej krwi Draco. Czy naprawdę chcesz, aby się rozeszło, że nie szanujesz swojego opiekuna? Wiesz, jak inne rodziny na to zareagują.

Chłopak zbladł. - Będę wyrzutkiem.

- W rzeczy samej.

Malfoy ponownie zanurzył głowę w swoich dłoniach. Po paru chwilach powiedział - Zgoda. Choć i tak nie mam wyboru...

- Nie, nie masz. Dyrektor za chwilę pewnie przyprowadzi tutaj Pottera. Musisz się zachowywać jak najlepiej. Potter może i jest głupim gryfonem, ale nawet on ma świadomość tego, że może cię ukarać. A jeśli nawet nie ma, to bez wątpienia pan Weasley go uświadomi, tak szybko, jak to tylko możliwe.

Draco westchnął. Co do tego nie miał wątpliwości.

***

Ron i Hermiona byli tam, gdy Dumbledore przyszedł powiedzieć Harry’emu o zaistniałej sytuacji.

W zgodzie ze swoją naturą, Ron napawał się szczęściem. Malfoy może i był po ich stronie, ale to nie znaczyło, że nie był wrednym, denerwującym gnojkiem. A to, że teraz znalazł się pod całkowitą kontrolą Harry’ego, było zdecydowanie budujące.

Z drugiej strony jednak, Hermiona zareagowała odrobinę bardziej dojrzale, niż jej przyjaciel. Czuła nawet trochę sympatii dla Dracona. A przede wszystkim starała się, aby wyjaśnienia Rona, dotyczące czarodziejskich rodzin, były bardziej składne i tym samym użyteczne.

Teraz, gdy Harry poszedł na spotkanie ze swym nowym podopiecznym, oni siedzieli w bibliotece pisząc esej. Teoretycznie oczywiście, ponieważ jedyne, co robili, to głośno rozmawiali (Ron), albo wzdychali z irytacji i rozdrażnienia (Hermiona)

- Merlinie! Chciałbym zobaczyć minę Malfoya, gdy Dumbledore mu o tym powiedział! To musiało być piękne! - Ron mówił w ekscytacji - Zastanawiam się, czy Malfoy faktycznie będzie zwracał się do Harry’ego per "Sir". Pewnie przez gardło mu to nie przejdzie, albo od razu odmówi.

- Oczywiście, że będzie się tak do niego zwracał, choć jestem pewna, że wcale mu się to nie podoba. - odpowiedziała Hermiona - Nie zapominaj, że on jest z rodu czystej krwi. Poza tym, powiedz mi, jak to jest, że ty nigdy się nie zwracasz w ten sposób do swojego ojca?

- Mój tata nie jest głową rodziny - odpowiedział Ron - Jego starszy brat jest. Zresztą, nawet gdyby był, to bym nie musiał tak do niego mówić. Osoby blisko spokrewnione z Patriarchą rodu nie muszą tak mówić, chyba, że w formalnych, oficjalnych sytuacjach.

***

Harry patrzył, jak chimera, strzegąca wejścia do gabinetu Dumbledore’a, odskakuje, ukazując klatkę schodową. Nic nie mówiąc, chłopak podążył za dyrektorem.

Gdy wszedł do pokoju, zobaczył, jak Malfoy - 'On ma na imię Draco, nie jest już Malfoyem, upomniał sam siebie Harry' - wstaje, wyglądając na przygnębionego, ale też zdeterminowanego, by należycie powitać swojego opiekuna.

- Draco - Harry powitał swojego podopiecznego neutralnie, po raz pierwszy chyba, zwracając się do niego po imieniu.

- Sir - chłopak cicho odpowiedział. Był od niego o cały miesiąc starszy, a teraz był jego protegowanym.

- Potter - powiedział zjadliwym jak zwykle głosem Snape.

- Profesorze - odpowiedział mu czarnowłosy chłopak, zanim odwrócił się z powrotem do blondyna.

- Harry, tu są dokumenty, które musisz podpisać - poinstruował Dumbledore - Te, które zatwierdzają twoją opiekę nad panem Malfoyem, zostały już odesłane do Ministerstwa, jednak musisz jeszcze podpisać zgodę na przejęcię majątku Lucjusza oraz zgodę na dalszą naukę Dracona.

- On może zabronić mi dalszej nauki? - oczy Dracona rozszerzyły się ze zdumienia. Zdając sobie sprawę z tego co powiedział, dodał szybko - Przepraszam, Sir.

- Tak, ma takie prawo. Sądzę jednak, że nie ma ku temu żadnych powodów - powiedział Dumbledore, podając Harry'emu dokumenty i pióro.

Dumbledore przejrzał szybko papiery, odłożył część z nich na biurko, kiwnął głową do pozostałych w pokoju i wyszedł do sowiarni, wysłać wszystko do Ministerstwa. Snape spojrzał na Dracona ostrzegawczo i również wyszedł.

- Draco - zaczął Harry - Wiem, że ci się to wszystko nie podoba, a i ja nie jestem zachwycony, ale z tego, co mi powiedział Dumbledore, jedyny okres czasu, który musimy spędzać wspólnie, to wakacje. W Hogwarcie możemy spokojnie się unikać.

- Jednak, jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował - chłopak kontynuował - pieniędzy na ten przykład, nie wahaj się przyjść. Wiem, że wszystkie konta Malfoyów są obecnie zamrożone, w związku z czym nie masz dostępu do swojej skrytki, więc ustalę ci jakieś kieszonkowe.

- Zrobisz to? - blondyn był zaskoczony.

- Nie jestem bez serca, Draco. Ale nie oczekuj, że będziesz dostawał tyle, ile zazwyczaj dostawałeś od rodziców. Dam ci tyle pieniędzy, żeby ci starczyło na resztę wypadów do Hogsmeade, jeśli jesteś teraz spłukany. A potem trzeba wymyślić, co będziemy robić w wakacje, jak tylko ustalę gdzie się zatrzymamy.

- Dobrze, Sir. eeee... Dziękuję, Sir. Nie jestem pewien, czy będąc w pana sytuacji byłbym tak hojny.

- Draco, wątpię, czy w ogóle byłbyś hojny. A zresztą, teraz to nie ma żadnego znaczenia.

Chłopak tylko kiwnął głową

- Tak, czy inaczej, chodźmy lepiej na dół, bo już zbliża się pora kolacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:23, 18 Cze 2006    Temat postu:

Koniec z Malfoyem


Nie był już Malfoyem.

Nadal oczywiście tak się nazywał, ale to tylko do czasu.

Rodzina Malfoyów już nie istniała. Rada Patriarchów unieważniła jej status. To była kara za śmierciożerczą działalność dorosłych członków tego starego i szanowanego rodu. Wszystkie aktywa zostaną pewnie opodatkowane i mocno uszczuplone, potem przekazane w ręce Pottera, a Draco odzyska je dopiero, gdy będzie pełnoletni.

Nie mógł zatrzymać swojego nazwiska. To by tylko przypominało o jego rodzicach, o hańbie, jaką mu przynieśli. Co prawda, wśród Blacków też było kilku smierciożerców, ale byli już albo martwi, albo siedzieli w Azkabanie, tak, jak jego matka i ciotka Bellatrix. A ze Zbawcą Świata w roli głowy domu, nazwisko Black stanie się wkrótce bardzo popularne i wpływowe.

Mimo wszystko, ta zmiana bolała.

Od kołyski był przecież uczony, że Malfoyowie są lepsi od reszty. A teraz, gdy stało się jasne, że jest inaczej, był w szoku. I nieważne, co jego rodzice mu zrobili - to wciąż byli jego rodzice. Pogodzenie się z utratą obojga nie było łatwe. A zmiana nazwiska jeszcze bardziej go zdystansuje od uwięzionej matki. Na to liczył.

Spojrzał na zwitek pergaminu, który trzymał w ręce i westchnął. Niechętnie ruszył w stronę stołu Gryffindoru. Stanął cicho za swoim nowym opiekunem i czekał, aż ktoś go zauważy.

- Harry - powiedziała Granger cicho, wskazując głową na przybysza.

- Słucham, Draco? - spytał chłopak, odwracając się.

- Sir, czy podpisałby pan to dla mnie?

Słysząc to, Weasley (Ron, choć Ginny też tam była) zachichotał. Hermiona posłała mu karcące spojrzenie.
Harry zerknął szybko na kartkę, którą wręczył mu Draco i skrzywił się nieznacznie.

- Jestem pewien, że ktoś już ci to wcześniej podpisywał - powiedział Potter - Przecież byłeś już wiele razy w Hogsmeade.

- Najwyraźniej nic, co podpisywali moi rodzice, nie ma już mocy, Sir - Blondyn czuł się poniżony tym, że musi być tak uległy wobec Pottera przy jego znajomych. Bardziej, niż czegokolwiek innego, pragnął porozmawiać z Potterem na osobności, ale było już za późno. I tak przecież wszyscy już znali jego położenie.

Oddając pozwolenie, Harry spytał - Byłbym zapomniał, Draco. Czy te pieniądze które masz wystarczą ci do końca semestru? Dać ci jakieś?

Kłamstwo chyba nie wchodziło w grę. - Mam, Sir. Dziękuję, Sir.

Gdy Malfoy nie ruszył się od stołu nawet o krok, Harry spytał - Czy jest coś jeszcze Draco?

- Eeee... Tak, Sir. Chciałbym zmienić nazwisko, Sir.

Harry skrzywił się i spojrzał na swoich przyjaciół.

- Chciałbym się nazywać Draco Black, Sir. - dopowiedział chłopak.

- Jesteś pewien? - zapytał niepewnie Potter.

- Tak, Sir.

Kruczowłosy chłopak nie kwestionował tej decyzji. Jak widać, Draco musiał mieć ku temu powody. - No dobrze. Dowiedz się, co musimy teraz zrobić, bo ja niestety nie mam bladego pojęcia.

- Tak, Sir. Dziękuję, Sir. - Draco skłonił się lekko, po czym szybkim krokiem udał się do biblioteki. Ulżyło mu, bo w końcu miał to za sobą i, co najważniejsze, wszystko poszło tak, jak sobie tego życzył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:25, 18 Cze 2006    Temat postu:

Stanowisko W Radzie


- Czy kobieta może zostać głową rodziny?

Hermiona zamrugała zaskoczona tą nagłą zmianą tematu.

- Więc... tak. Choć nie jest to zbyt popularne. Zazwyczaj, gdy dwoje ludzi ze znanych rodzin bierze ślub, jedno z nich rezygnuje z dotychczasowego dziedzictwa - tłumaczyła. - Najczęściej, choć nie zawsze, jest to kobieta. Inaczej się dzieje w sytuacji, gdy dziewczyna z dobrego rodu wychodzi za mugolaka, albo czarodzieja bez korzeni. Wtedy to ona go wprowadza do klanu.

- Kobiety niezamężne i te, które przyjęły męża do rodziny, - kontynuowała Hermiona - mogą dziedziczyć przywództwo. Teoretycznie również wdowy po patriarsze mają do tego prawo, choć w praktyce to się nie zdaża. A dzieje się tak z prostego powodu: krewni i potomstwo, nawet to adoptowane, mają pierwszeństwo dziedziczenia.

Harry pokiwał głową na znak, że rozumie. Skoro miał prowadzić dom Blacków, to powinien wiedzieć jak najwięcej o zasadach i tradycjach, rządzących tym środowiskiem.

- To są Matrony, tak?

- Tak. Choć osbiście uważam, że nazwanie rady Radą Patriarchów jest okropnym przejawem seksizmu...

- Ta nazwa jest tak stara, jak sama Rada, Hermiono - prychnął Ron. - Sądzisz, że zmienią nazwę tylko dlatego, że tobie się obecna nie podoba?

- Skoro zmienili zasady, to i nazwę mogą zmienić! - warknęła dziewczyna. - Przecież nie zawsze było tak, że kobiety miały prawo do przewodzenia rodzinom!

- Tak, czy inaczej - wtrącił szybko Harry, chcąc powstrzymać kolejną sprzeczkę. - Kto zasiada w tej Radzie?

- Głowy najpotężniejszych rodów - odpowiedział rudzielec. - Wydaje mi się, że McGonagall ma tam miejsce, chociaż jej rodzina nie jest zbyt liczna. Tylko ona i jej siostrzeniec, czy ktoś taki. Jeśli się nie mylę, poza nią w radzie jest jeszcze tylko jedna Matroną. Wuj bliźniaczek Patil też tam urzęduje. Lucjusz Malfoy również był jednym z radnych. Oczywiście, kiedy żył. Teraz, gdy Malfoyów już nie ma, pewnie będą szukać zastępstwa za Lucjusza.

- Jak je wybiorą? - zapytał Harry wiedziony ciekawością.

- Chyba przez głosowanie. Będą wybierać z kandydatów, którzy mają największe wpływy i zasługi dla społeczeństwa. Ja stawiam na Dumbledore'a - powiedział Ron.

- A czy przypadkiem nie jest on jedynym żyjącym członkiem swojej rodziny? - spytała Hermiona. - Przecież będą musieli znowu wybrać kogoś na to miejsce w momencie, kiedy Dyrektor się wycofa.

- Nie wiem... Zresztą i tak nie wybiorą żadnego Weasleya, więc o co chodzi? Mnie w sumie nie interesuje kogo wezmą. Każdy jest lepszy od Malfoya.

***

Mimo, że Draconowi udawało się unikać Pottera przez ponad tydzień, co samo w sobie napawało optymizmem, teraz musiał go znaleźć i przyprowadzić do gabinetu Dumbledore'a. Właśnie przybył człowiek z Ministerstwa, i jego nowy opiekun musiał podpisać wszystkie dokumenty dotyczące zmiany nazwiska Dracona.

Zatrzymał się przed wieżą Gryffindoru, nie wiedząc, co dalej robić. Nie znał hasła, a kobieta z obrazu nie przejawiała żadnych chęci, żeby kogokolwiek poinformować o jego obecności.

- Na sandały Merlina! Ja naprawdę muszę porozmawiać z Harrym Potterem!

- A to dlaczego, młody człowieku? - warknął portret.

- On jest moim opiekunem! - powiedział chłopak. Nie był pewien, czy kiedykolwiek wcześniej wymówił te słowa na głos, ale brzmiało to cokolwiek dziwnie.

- Ach tak? - Gruba Dama wyraźnie ożywiła si,ę słysząc tak ewidentne dla niej kłamstwo - Twój rzekomy opiekun jest twoim rówieśnikiem? A to dobre! Już ci wierze.

- Może powinnaś - powiedział jeden z kumpli Pottera - Nie martw się Ma... Black. Powiedz, o co chodzi, to powtórzę to Harry'emu.

- Dzięki, Thomas.

Gryfon był w lekkim szoku. Jak często się zdarzało, że Malfoy komukolwiek dziękował? A tym bardziej komuś z rywalizującego domu?

- Przekaż mu proszę, że ma się natychmiast zjawić u Dumbledore'a.

- Dobra - powiedział Dean. Po chwili dodał - Chyba nie oczekujesz, że wypowiem przy tobie hasło?

Draco słysząc to zamrugał i odszedł szybkim krokiem, nie dość daleko jednak, żeby nie widzieć, jak Potter wychodzi z wierzy.

***

- O co chodzi?

Draco ukłonił się lekko swojemu opiekunowi i odparł - Przybył przedstawiciel Ministerstwa, Sir. Jest pan potrzebny, żeby podpisać wszystkie dokumenty.

- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić Draco? Potem będzie już za późno, żeby zmienić zdanie.

- Tak, Sir. Jestem pewien.

- No dobrze

Dalej szli w milczeniu, aż dotarli do kamiennej chimery przed wejściem do gabinetu dyrektora.

- Miło pana poznać, panie Potter - zaczął urzędnik. - Nazywam się Robert Wennings.

Harry niechętnie uścisnął mu dłoń. Mimo, że dopiero poznał tego człowieka, od razu doszedł do wniosku, że go nie lubi. Zauważył też, że dla głowy Rodu Blacków był bardzo uprzejmy, podczas gdy na Dracona nawet nie spojrzał.

- Podobno życzy pan sobie zmiany nazwiska pańskiego syna?

Draco wzdrygnął się. Widząc to, Harry posłał mu uspokajające spojrzenie. - Panie.... eeee Wennings, tak? Wiem, że z prawnego punktu widzenia Draco jest moim synem, ale obaj byśmy sobie życzyli, żeby pan go tak nie nazywał. W końcu jesteśmy rówieśnikami.

- Oczywiście, oczywiście - odparł starszy mężczyzna - Więc, życzy pan sobie zmiany nazwiska swojego podopiecznego, tak?

- Tak, życzę sobie. A raczej to on sobie życzy, a ja się zgadzam.

- Tak, tak... Proszę, tu są niezbędne dokumenty. Musi pan je podpisać tu i tu.

- Dziękuję - odparł Harry, patrząc na niego nieprzychylnie - Ale najpierw przeczytam, zanim cokolwiek podpiszę.

- Oczywiście, oczywiście... To nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

- Absolutnie - rzekł dyrektor. Nie uważał, aby Ministerstwo miało jakiekolwiek niecne zamiary wobec tych dwóch uczniów, ale podpisywanie w ciemno dokumentów, które wiążą prawnie i magicznie, nie było zbyt rozważne.

Po przeczytaniu całości, Harry kiwnął głową na znak, że się zgadza i powiedział - Ostatnia szansa Draco. Jesteś pewien?

- Tak, Sir. Jestem pewien.

- No to dobra - rzucił Potter i podpisał. W tym samym momencie delikatna mgła otoczyła Dracona, sygnalizując, że zmiana się udała.

- Gratulacje, panie Black - oznajmił cicho Dumbledore.

***

- Ron... - powiedział Harry niepewnie, wpatrując się w dopiero co doręczony list - Nie mówiłeś przypadkiem, że tylko najpotężniejsze i najbardziej wpływowe rodziny mają swoich reprezentantów w Radzie Patriarchów?

- Taaa, a czemu?

Drżącą ręką podał przyjacielowi list. Chwilę potem usłyszał kwik zaskoczenia.

- Co jest w tym liście? - zapytała szybko Ginny.

- Harry został zaproszony do Rady! - niedowierzanie było słychać w każdej sylabie.

- Podejrzewałam, że tak się stanie - powiedziała Hermiona miękko.

- Co robiłaś!? - spytał Harry, nie wierząc własnym uszom.

- Harry. Pokonałeś Voldemorta. Jesteś sławny, odkąd ukończyłeś pierwszy rok życia. Odziedziczyłeś oba majątki - Potterów i Blacków, a niedługo będziesz zarządzał też fortuną Malfoyów. Masz ważnych przyjaciół, a większość magicznego świata zrobiłaby dla ciebie wszystko. Krótko mówiąc: Jesteś najlepszym kandydatem.

- Ale... - chłopak nie mógł znaleźć żadnego argumentu, żeby się sprzeciwić. Nie znaczyło to jednak, że nie mógł przynajmniej próbować.

- Harry! Ciesz się! - wrzasnął częściowo tylko otrząśnięty Ron. - Czy ty sobie zdajesz sprawę, jaką masz teraz władzę?

- Chcesz? Podzielę się - rzucił chłopak wyraźnie poirytowany.

Wiesz, nie musisz się zgadzać, Harry - powiedziała Hermiona. - Choć moim zdaniem, powinieneś.

- Czemu?

- Pomyśl co możesz zdziałać! Rada ma olbrzymi wpływ na politykę Ministerstwa, a sam wiesz, jak bardzo potrzebna jej zmiana! Przecież nie musisz spędzać całego wolnego czasu w komnatach Patriarchów. Możesz chodzić tylko na te naprawdę istotne dla ciebie zebrania.

- Masz szansę, żeby coś zmienić, Harry - poparła starszą koleżankę Ginny. - A przy okazji możesz podnieść prestiż rodziny Syriusza. Już w tej chwili masz szacunek całego czarodziejskiego świata. Potraktuj to, jako jego, nasze podziękowanie, za twoje zasługi.

A Harry tylko wpatrywał się w list, rozmyślając.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:27, 18 Cze 2006    Temat postu:

Rozmowy


- Harry! Gdzie idziesz? Mieliśmy przecież świętować nasze zwycięstwo! - krzyknął Ron do oddalającego się przyjaciela.

- Draco przed chwilą spadł z miotły - odparł na to młodociany patriarcha. - Muszę sprawdzić, czy nic mu nie jest.

- Co cię interesuje, czy Malfoyowi nic nie jest? - spytał chłopak. Widząc spojrzenie Harry’ego westchnął. - Wiem, wiem. Jesteś jego opiekunem i takie rzeczy muszą cię interesować - wyrecytował. - Tylko wróć szybko - dodał. - Słyszałem, że ktoś od nas, z Gryffindoru, miał zamiar wycyganić od skrzatów kawał ciasta.

- No to zostawcie dla mnie kawałek - odpowiedział Potter i ruszył w kierunku skrzydła szpitalnego.

Gdy wszedł do Ambulatorium, pani Pomfrey akurat zajmowała się Draconem. Chłopak pił jakiś eliksir, który - wnioskując z miny Blacka - do najsmaczniejszych zdecydowanie nie należał.

- Sir - przywitał go cicho chłopak.

- Hej, Draco - pozdrowił go Harry, poczym zwrócił się do madam Pomfrey. - Co z nim?

- Zdrowo się połamał, panie Potter. Choć większość z tych urazów łatwo było wyleczyć. - powiedziała pielęgniarka. - Ten eliksir, który właśnie wypił, powinien uporać się z resztą obrażeń w ciągu najbliższych dwóch godzin. - nagle spoważniała - Trzeba przyznać, że miał pan szczęście, panie M...Black. Upadek z takiej wysokości mógł się zakończyć dla pana tragicznie.

Harry podziękował kobiecie za wyjaśnienia. Kiedy już odeszła, spytał - Jak się czujesz, Draco?

- Nienajgorzej, Sir. Eliksir znieczulający wciąż działa.

Harry kiwnął głową i usadowił się na łóżku, czując się trochę niezręcznie. - Czy czegoś ci trzeba?

- Nie, Sir. Dziekuję, Sir. W końcu za godzinę, bądź dwie, mam stąd wyjść - zauważył blondyn.

Harry znów kiwnął głową. Zastanawiał się, czemu nikt nie odwiedza jego podopiecznego. Wolał jednak nie pytać, czemu tak jest. Zamiast tego powiedział:

- Dostałem kilka dni temu list, w którym zaproszono mnie do Rady Patriarchów.

Draco był wyraźnie zaskoczony. Po chwili spytał - Sądzę, iż zaoferowano panu miejsce mojego ojca, prawda?

- Tak - przyznał Potter. - Ale nie wiem jeszcze, czy się zgodzić. Co radzisz?

- Czemu pan pyta mnie o opinię, Sir? - spytał zdumiony Draco. To go naprawdę zdziwiło. Nigdy przecież nie byli przyjaciółmi, a chłopak wiedział, że Potter ani się o opiekę nad nim nie prosił, ani nawet pewnie nie był z tego zadowolony.

- Pytam, bo jeśli zdarzy się tak, że umrę bezdzietnie, to ty odziedziczysz po mnie majątek Blacków. - po chwili zastanowienia dodał. - Ty, albo Andromeda. Tak, czy inaczej, chyba masz jakiś głos w tej sprawie. Tak sądzę.

- Och - chłopak cały czas nie mógł uwierzyć, że jego opiekun liczy się z jego zdaniem. Z wyraźnym wahaniem stwierdził. - Miejsce w Radzie jest wielkim honorem dla rodziny, Sir. Ponadto, może dać panu duże wpływy w czarodziejskim świecie. A co do mnie, to muszę przyznać, że od dziecka byłem przygotowywany do objęcia patriarchatu, Sir. Szczerze wątpię jednak, czy teraz mam na to jakiekolwiek szanse. Nawet, jeśli umrze pan bez potomstwa, to nie sądzę, aby Rada widziała mnie, obejmującego pańskie miejsce.

Harry skrzywił się.

- Wątpię, aby cię obwiniali za grzechy twoich rodziców. W końcu, to nie ty je popełniłeś Draco.

- Może i ma pan rację, Sir. Nie wydaje mi się jednak, że będą chcieli oddać miejsce Malfoyowi, skoro jedno już tej rodzinie odebrali. Zresztą, to nie ma znaczenia. Jestem absolutnie pewien, że będzie pan miał dzieci, które będą mogły po panu dziedziczyć, Sir. - powiedział. Po chwili kontynuował. - A w odpowiedzi na pańskie wcześniejsze pytanie. Uważam, że przyjęcie tego zaproszenia, to dobry pomysł. Choć decyzja należy tylko i wyłącznie do pana.

Harry niechętnie pokiwał głową.

***

Draco spojrzał na drzwi w momencie, gdy do skrzydła szpitalnego wszedł jego opiekun - z domu Slytherina, nie Blacków. Snape przyjrzał mu się uważnie, najwyraźniej diagnozując jego stan.

- Idąc tutaj, minąłem pana Pottera. Wypełniał swoje obowiązki opiekuna względem ciebie, jak mniemam?

- Ee... Tak. Zgadza się.

- I jak cię traktuje?

- Jest... zaskakująco miły. Nie to, co inni...

- Ach tak. Cóż, podejrzewałem, że pan Potter będzie się starał być dla ciebie uprzejmy. - powiedział profesor. - A czy mógłbyś mi zdradzić Draco, kogo miałeś na myśli, mówiąc "inni"?

- Głównie... Ślizgoni - powiedział z wahaniem Draco. - Nie podoba im się to, że wstąpiłem do rodziny Pottera. Nazywają mnie zdrajcą, choć dobrze wiedzą, że nie miałem wyjścia. Ale jakoś to znoszę - dodał po chwili.

- Wierzę, że faktycznie dasz sobie z tym radę.

Chłopak pokiwał głową i rzekł - Gorzej jest, kiedy mam do czynienia z dorosłymi. Wiedziałem, czego się spodziewać po innych uczniach, ale gdy przybył ten człowiek z Ministerstwa w sprawie zmiany mojego nazwiska... - westchnął. - Traktował mnie tak, jakby mnie tam w ogóle nie było. Pominę już to, że nazwał mnie synem Pottera.

- Z prawnego punktu widzenia, jesteś jego synem, Draco - powiedział łagodnie nauczyciel. - Sądzę jednak, że nie przyjąłeś tego najlepiej.

- Ale panie Profesorze! On jest ode mnie młodszy! Po prostu nie mogę tego znieść! Tego, że za każdym razem, jak go widzę, muszę mu się ukłonić, że muszę zwracać się do niego per "Sir" i "Proszę pana"! Może i nie ma już nienawiści między nami, ale nie podoba mi się to, że on ma nade mną taką władzę! Przełknąłem swoją dumę, bo wiem, że to leży w moim interesie. Wiem, że muszę być dla niego uprzejmy, że muszę wykonywać jego polecenia. Ale nie zmienia to faktu, że tego nienawidzę! - prawie wykrzyczał Draco.

- Abstrahując już od tego, jakie są twoje uczucia względem twojego położenia. - tłumaczył Snape - To jest sposób w jaki musisz się zachowywać. Zawsze mogło być gorzej, Draco.

Blondyn westchnął. Uspokoiwszy się trochę, odparł - Wiem, panie profesorze. Mogłem zostać bez rodziny, bez nazwiska, a w najlepszym wypadku wylądowałbym gdzieś na marginesie społeczeństwa. Albo jeszcze gorzej - ojcu mogłoby się udać i już byłbym martwy. Wtedy bym w ogóle nie potrzebował żadnej rodziny! Kiedy spojrzeć na to z tej strony, - kontynuował - to Potter i jego kuratela nade mną, nie wydają się być takie złe. Ale... To po prostu upokarzające! - powiedział zbolałym tonem - Panie profesorze. Powiem panu szczerze. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że on ma dopiero szesnaście lat! To jest najgorsze!

Po chwili milczenia, dodał cicho:

- Zaoferowano mu miejsce w Radzie Patriarchów.

- To akurat nie jest dla mnie zaskakujące - przyznał Snape.

- Tak. - zgodził się Draco - Blackowie, to stary, szanowany ród. A z nim i jego historią... To było nieuniknione. Pytał mnie nawet o zdanie, co powinien według mnie zrobić.

- Pytał ciebie, czy zaakceptować to zaproszenie? - brwi Snape'a uniosły się w niekłamanym zdumieniu. Po raz pierwszy tego dnia był naprawdę zaskoczony.

- Tak, choć nie bardzo wiem czemu.

- Ach tak... - odparł nauczyciel w zamyśleniu.

Widząc, że profesor nie zamierza powiedzieć nic więcej, Draco spytał - Nie wie pan może, co Potter planuje dla nas na wakacje?

- Musisz go o to zapytać. Zakładając oczywiście, że ma już jakieś plany.

- Czyli nie wie pan?

- Razem ze spadkiem po swoim ojcu chrzestnym, odziedziczył też dom w Londynie. Niewykluczone, że tam się zatrzymacie. - zauważył Snape - Możliwym też jest, że na okres wakacji zatrzyma się u któregoś ze swoich przyjaciół. Oczywiście, może nie chcieć, abyś został razem z nim i mógł ci zorganizować jakieś zastępcze lokum i opiekę na te kilka miesięcy.

- Nie zwrócił się pewnie do pana z pytaniem, czy pan by się mną wtedy nie zajął? - zapytał Draco. Tylko zostając z opiekunem swojego domu, mógł zapewnić sobie względnie udane lato.

- Nie, nie pytał mnie o to. Powiem ci jednak, że i tak nie mógłbym wam pomóc, nawet gdyby mnie o to poprosił. Mam inne plany. - zakończył prosto.

- Och - stwierdził zawiedziony Draco.

Snape spojrzał na swojego ucznia łagodniej - Potter cierpi na zespół "dobrego uczynku", Draco. Nie martw się. Z całą pewnością zrobi wszystko, żeby jakoś wam zorganizować te wakacje.

Po tej całkowicie nieudanej próbie podbudowania swojego pupila, nauczyciel wstał i opuścił Ambulatorium, zostawiając chłopaka sam na sam z ponurymi myślami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:28, 18 Cze 2006    Temat postu:

Utrata Kontroli


- Malfoy! Słyszałem, że Głupotter był u ciebie w szpitalu. Przytulił cię chociaż? A może dał buzi na dobranoc?

Draco zaczynał mieć tego dość. Od kiedy w szkole rozeszła się wieść o jego adopcji, ludzie nie dawali mu spokoju. Co i rusz słyszał jakieś przytyki i zaczepki pod swoim adresem. Pół biedy jeszcze, gdyby te ataki prezentowały sobą jakiś poziom, ale one były po prostu głupie.

- Nazywam się Black, idioto! - warknął chłopak i ruszył w stronę pracowni Eliksirów.

Gdy wszedł do sali, jęknął cicho. Jedyne miejsce, które było wolne, znajdowało się obok tych, zajmowanych przez Pansy Parkinson i jej świtę. Nie uśmiechało mu się siedzenie w towarzystwie ludzi, których wolał unikać, ale nie mając innego wyjścia, podszedł i usiadł.

- Goyle, przesiądź się - zażądała zdegustowanym tonem Pansy. - Nie chcę siedzieć obok tego... zdrajcy!

Chłopak spojrzał na nią spode łba, ale nie ruszył się nawet na krok. Po chwili do sali wszedł profesor Snape, który od razu zaczął wyjaśniać temat dzisiejszych zajęć.

Gdy przystąpili do pracy, Draco ucieszył się, bo eliksir, który mieli dziś sporządzić, nie wymagał pracy w zespole. Mógł go uwarzyć samemu, nie martwiąc się koniecznością znalezienia partnera.

- I co, Harry? Załatwiłeś już sprawę kieszonkowego dla Draco?

Blondyn słysząc to, zacisnął zęby. Zaczynał mieć powyżej uszu tego, że wszyscy nagle zaczęli go traktować, jak dziecko. To po prostu stawało się dla niego męczące.

- To nie będzie kieszonkowe - odparł Harry. - Raczej pensja. Zresztą, jego finanse, to nie twój problem, Seamus.

Przynajmniej Potter trzymał jego stronę, choć w tej chwili to żadne pocieszenie.

- Jak to jest być ojcem Malfoya?

Draco zaczął się zastanawiać, czy istnieje szansa na to, żeby ludziom kiedykolwiek znudziło się to pytanie. Słyszał je w kółko, czy to w tej, czy w innej wersji. Począwszy od klasycznego "Jak to jest być synem Pottera", po jego ulubione "Czy zacząłeś już mówić do niego per Tatusiu".

Jego odporność na wszelakie komentarze z minuty na minutę malała. Nieważne, co na nie odpowiadał, one w dalszym ciągu napływały nieprzerwanym strumieniem. Chłopak uczepił się kurczowo nadziei, że nikt,aż do przerwy, już się do niego nie odezwie, bo w przeciwnym razie nie wiedział, jak zareaguje. Bał się, że straci nad sobą kontrolę, a to zdecydowanie mu się nie podobało.

- Draco?

Chłopak zaklął cicho i odwrócił się do swojego rozmówcy - Tak Sir?

- Musimy się niedługo spotkać, żeby omówić to, co będziemy robić w wakacje - powiedział Potter.

- Omówić? - syknął Draco, czując, że powoli traci panowanie. - Co omówić? Przecież i tak muszę robić to, co mi każesz. Tu nie ma czego omawiać!

Harry uniósł brwi w zaskoczeniu.

- Myślałem, że będziesz chciał coś zasugerować...

- Zasugerować!? - oburzył się Draco. - A co ja mam zasugerować, przepraszam? Nikt mnie nie pytał o zdanie, jak wybierano mojego opiekuna! Nikt mnie nie pytał, czy chcę przyjąć mroczny znak! Nikogo nie obchodziło, czy podoba mi się to, kim są moi rodzice! A teraz mam zasugerować, co chcę robić w wakacje!? - po chwili dodał - Moje życie od zawsze jest przez kogoś kontrolowane, Potter, i równie dobrze tym kimś możesz być ty. A więc nie przejmuj się i sam decyduj! - wrzasnął.

W sali zapadła kompletna cisza. Draco mówił coraz głośniej i głośniej, a wszyscy wiedzieli, jakie są konsekwencje krzyczenia na swojego Patriarchę.

Harry z kolei tylko patrzył na niego z nieodgadnioną miną. Po chwili jednak odezwał się.

- Nieprawda, Draco. Sam wybrałeś swoją stronę w wojnie. Wybrałeś stronę światła, moją, Dumbledore’a, a nie stronę mroku. Nikt cię przecież do tego nie zmuszał. Wręcz przeciwnie. Dokonałeś wyboru, który zaważył na twoim życiu i teraz masz prawo decydować o sobie i swojej przyszłości. Ja nie jestem dyktatorem i nie chcę tobą rządzić. Teraz sam możesz decydować.

Draco zamknął oczy i oddychał głęboko. Gdy się uspokoił, powiedział:

- Wiem, Sir. I przepraszam. Naprawdę nie powinienem tak się zachowywać.

W tle dało się słyszeć stłumiony śmiech. Najwyraźniej, jego dawni "przyjaciele" byli bardzo rozbawieni całym zajściem.

- Sugeruję, panie Potter, aby wymierzył pan karę swojemu podopiecznemu po zajęciach. Ten eliksir, który dziś warzycie, wymaga sporo uwagi, którą wy trwonicie na sprawy rodzinne - zauważył nauczyciel.

Harry kiwnął głową. Wiedział, że nie ma najmniejszych szans, żeby Draconowi ten wyskok uszedł na sucho. Gdyby to stało się na osobności, sprawa prezentowałaby się inaczej, ale przy całej klasie...

- Dokończymy po kolacji. Bądź wieczorem w pokoju życzeń, dobrze Draco?

- Tak, Sir.

***

Co teraz zrobi Potter?

Draco doskonale znał prawa Patriarchy rodu, wobec członków swojej rodziny. Wiedział, że Harry może mu wyznaczyć karę cielesną, ale szczerze w to wątpił. Prawdę mówiąc, był pewien, że Harry z tego prawa nigdy nie skorzysta, nawet w sytuacji, gdy Draco dopuści się większego występku, niż ten dzisiejszy. Jednak w dalszym ciągu bał się tego, co go czekało.

Gdy wszyscy uczniowie opuścili salę, do Dracona podszedł Snape.

- Draco, zdajesz sobie sprawę z tego, że gdybyś zachował się tak wobec swojego ojca, to pewnie skończyłoby się na Cruciatusie?

- Wiem, Sir - powiedział słabo. - Ale ja naprawdę nie wiem, jak to się stało... W pewnym momencie po prostu nie wytrzymałem i...

- Całe szczęście, pan Potter nie jest takim miłośnikiem Niewybaczalnych, jak twój ojciec. Choć nawet on nie może najzwyczajniej w świecie zignorować twojego wybryku.

- Wiem, profesorze. Ja... Ja naprawdę nie chciałem na niego wrzeszczeć. Tak po prostu wyszło - mówił chłopak. - On jest jedną z niewielu osób, które trzymają moją stronę. Ale gdy słucham wszystkich tych komentarzy innych ludzi... Nie wytrzymałem. A on... się nawinął. Dalej samo poszło.

- W rzeczy samej. Dalej samo poszło...

- Jak pan sądzi profesorze, co on teraz zrobi?

- Prawdę mówiąc, nie wiem. Bez wątpienia kara, którą ci da, będzie o wiele lżejsza, niż powinna. Z drugiej strony jednak może być zgoła inaczej, biorąc pod uwagę wpływ, jaki na Pottera ma pan Weasley. Nieważne jednak, co to będzie, przyjmiesz to bez żadnych dyskusji.

- I wątpliwości... Tak wiem, znam zasady profesorze.

Snape westchnął.

- Musisz zacząć nad sobą panować, Draco. Nie możesz pozwolić, aby coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło.

***

Harry, Ron i Hermiona siedzieli w pustej klasie, bo tylko tu mogli spokojnie porozmawiać, nie narażając się na podsłuchanie. A mieli o czym dyskutować. Harry musiał zdecydować, co począć z karą dla Dracona, a im szybciej się z tym upora, tym lepiej.

- Nie wiem, co robić . Zupełnie nie wiem - powiedział. - Wiem, że powinienem się czegoś takiego spodziewać prędzej, czy później, ale po prostu wcześniej o tym nie myślałem...

- Zdajesz sobie sprawę, że nie możesz mu odpuścić? - spytała Hermiona.

- W sumie, to miałem nadzieję, że jednak mogę - przyznał Harry. - Patrzcie. To jego pierwszy wybryk. Pierwszy. I wcale nie bezpodstawny. Sami przecież słyszeliście, co ludzie wygadują o nim i do niego.

- Harry, ale on to zrobił przy ludziach - zauważył nienaturalnie cicho Ron. - Wszyscy będą oczekiwali, że go jakoś ukarzesz.

- Zwłaszcza teraz, za pierwszym razem - dodała Hermiona. - Musisz pokazać, że masz nad nim władzę. W przeciwnym razie - kontynuowała - ludzie zaczną myśleć, że zawsze będziesz mu przepuszczał, nieważne, co zrobi.

- Ale on jest ode mnie starszy, na Merlina! To nie w porządku!

- Nie ma znaczenia, czy to według ciebie jest w porządku, czy nie. Jesteś jego opiekunem i głową rodziny. Poza tym, sam Draco pewnie będzie oczekiwał kary, tak samo, jak inni. Pamiętaj, że on jest czysto krwisty. Te zasady wpajali mu od kołyski i z całą pewnością wie, że wrzeszczenie na swojego Patriarchę nie ujdzie mu na sucho.

- No dobra. To co mam teraz zrobić? - spytał zrezygnowany Harry. - Nie mam doświadczenia w karaniu ludzi. Zazwyczaj, to mnie karano...

- Kiedyś, jak byłem mały - odezwał się Ron - dostałem od mojego wuja klapsa, bo na niego nakrzyczałem. Ale wiesz.,Draco chyba jest na to ciut za stary.

- Ciut mówisz... - Harry spojrzał na Hermionę, która, sądząc po jej minie, miała takie samo zdanie o karach cielesnych, jak on.

- Może daj mu jakiś szlaban - zauważyła dziewczyna. - Sprzątanie, ćwiczenia fizyczne, albo coś w tym stylu. Mógłbyś też odebrać mu niektóre z rozrywek... Dać szlaban na wyjścia do Hogsmeade, albo zabrać mu miotłę na jakiś czas.

- Czyli mam go najzwyczajniej uziemić?

- Czego nie zrobisz, ludzie muszą wiedzieć, że robisz cokolwiek w tej sprawie - powiedział Ron. - Do kolacji pewnie cała szkoła będzie wiedzieć, co się stało na eliksirach, więc równie dobrze mogą tez wiedzieć, jaka kara go za to spotka...

- Biedny Draco - powiedział Harry miękko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:30, 18 Cze 2006    Temat postu:

Uziemnienie


Harry czekał w pokoju życzeń, czując się niepewnie. Kara, którą wybrał dla Dracona nie była może surowa, ale sam pomysł karania nie bardzo do niego przemawiał.

Wiedział jednak, że nie da się tego uniknąć. W czarodziejskim świecie krzyczenie na swojego opiekuna, a tym bardziej patriarchę, było po prostu nie do pomyślenia. "To tak, jakby jakiś mugol nawrzeszczał na swojego księcia" - myślał Harry. Nie, to zdecydowanie było nie do przyjęcia.

Gdy drzwi się otworzyły, chłopak ujrzał wyraźnie przygnębionego Dracona. Harry’emu było przykro z tego powodu. Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla jego podopiecznego, a teraz jeszcze to. Sytuacja przedstawiałaby się inaczej, gdyby blondyn miał przyjaciół, czy kogoś, kto byłby przynajmniej życzliwy wobec niego. Teraz jednak, gdy został okrzyknięty zdrajcą, w Slytherinie był zwyczajnie sam.

Harry podjął decyzję. Jeśli tylko Draco mu na to pozwoli, to on postara się stać dla niego kimś takim. Jakby nie patrzeć, to była część jego "rodzicielskich" obowiązków. Musiał dbać o to, żeby Draconowi dobrze się żyło w nowej rodzinie. A jeśli to oznaczało, że musi się z nim zaprzyjaźnić, to Harry nie miał nic przeciwko.
Poza tym, nie mógł już patrzeć na to, ze ludzie, którym Draco pomógł w niejednej bitwie zwyczajnie się nad nim znęcają.

- Witaj, Draco.

- Sir - blondyn ukłonił się bardziej, niż zazwyczaj i powiedział. - Jestem w pełni świadom, że należy mi się kara za to, co dziś uczyniłem i w pełni ją akceptuję. Cokolwiek pan zadecyduje, przyjmę to z pokorą. - Wymagane słowa zostały wypowiedziane. Nie była to klasyczna formułka zarezerwowana dla cięższych "przestępstw", jednak zawierała niezbędną część: okazanie skruchy i akceptacja autorytetu Harry’ego.

A Harry, słysząc to i tak się skrzywił. Mógł obejść się bez żadnych przeprosin.

- Kara, którą ci wymierzyłem nie jest ciężka - mówiąc to zauważył, że chłopak wyraźnie się rozluźnił. - Wiem, że miałeś powód do gniewu i po prostu nie wytrzymałeś. Ale zdajesz sobie sprawę, że nie ma możliwości, żebym ci to puścił płazem, prawda?

- Tak Sir.

- Tak więc, od teraz do końca semestru, masz zakaz opuszczania murów tego zamku. No, chyba, że masz zielarstwo, bądź inne zajęcia na zewnątrz. Wtedy możesz wyjść. Ale poza lekcjami na zewnątrz masz obowiązek cały czas pozostać w zamku. To oznacza, że podczas ostatniego wypadu do Hogsmeade i meczu Hufflepuff - Ravenclaw, zostajesz w środku. Zabiorę ci też miotłę.

Draco spuścił głowę. Kara wbrew pozorom nie była taka lekka, jakby się mogło wydawać. Z drugiej strony jednak, mogło być znacznie gorzej. Miał szczęście, że Slytherin rozegrał już wszystkie mecze w tym sezonie, więc przynajmniej tego nie przegapi.

- Jak pan sobie życzy, Sir.

- Masz do swojej dyspozycji cały zamek. Więc nie jest źle. Gdyby to się zdarzyło podczas wakacji, to pewnie bym cię musiał uziemić w domu, który jest znacznie mniejszy od Hogwartu.

- Tak, Sir - mimo, że szlaban był karą bardzo lekką w stosunku do niektórych rzeczy, które wyprawiał jego ojciec, to nadal nie miał na niego ochoty.

Harry przyglądał mu się przez chwilę. W pewnym momencie wyraźnie się odprężył i opierając się o ścianę powiedział:

- Draco, naprawdę mi przykro. Wiem, co ludzie o tobie plotą i rozumiem twoje zachowanie, ale inaczej po prostu nie mogłem. Walczyłeś po naszej stronie i bez względu na wszystko powinni to uszanować.

- Dziękuję.

- No dobra - Harry westchnął. - Teraz do rzeczy. Musimy omówić jeszcze nasze wakacje.

Draco kiwnął głową i usiadł na stole, podczas gdy Harry kontynuował.

- Mam spory dom w Londynie. Spadek po moim ojcu chrzestnym. Uznałem, że to najlepsze miejsce, aby spędzić tam część wolnego czasu. Obecnie mieszka tam Remus Lupin, więc nie będziemy sami. Pewnie też ktoś będzie nas odwiedzać. Hermiona już się zapowiedziała, że wpadnie na tydzień, czy dwa.

- Tylko część, Sir? - spytał blondyn. - A nie całe wakacje?

- Nie. Zostałem zaproszony do Weasleyów na kilka pierwszych tygodni lata. Jeśli chcesz, możesz oczywiście pojechać ze mną, ale prawdę mówiąc, zastanawiałem się, czy masz jakiś znajomych, których mógłbyś w tym czasie odwiedzić, zamiast tułać się ze mną.

Draco westchnął, żałując, że jednak tych znajomych nie ma. Kilka tygodni z Weasleyami nie wydawało mu się najlepszym pomysłem, choć, musiał to przyznać, Ron i Ginny byli ostatnio wobec niego nadzwyczaj w porządku. W granicach rozsądku oczywiście.

- Nikogo takiego nie mam, Sir - odparł cicho. - Większość moich dawnych przyjaciół uważa mnie za zdrajcę, a ci, którzy tak nie uważają, boją się tych pierwszych - po chwili dodał. - Pytałem też profesora Snape'a, czy mógłbym go odwiedzić, ale powiedział mi, że ma już plany na wakacje, więc to niestety odpada.

Harry nie był tym zdziwiony.

- Może powinieneś poszukać sobie nowych przyjaciół? Co, Draco?

- Kogo pan sugeruje? - spytał sarkastycznie chłopak.

- Hmm... Na przykład mnie.

Draco spojrzał na niego, jakby wyrosła mu druga głowa. Zastanawiał się, czy Potter powiedział to, bo jako opiekun poczuwał się w obowiązku być blisko Draco, czy naprawdę miał na myśli przyjaźń nie wynikającą z niczego innego, jak sympatii. Patrząc na twarz Harry’ego, doszedł do zaskakującego dla niego wniosku, że poczucie obowiązku nie ma tu nic do rzeczy.

- Można spróbować, Sir - przyznał cicho blondyn.

- To fajnie. Naprawdę się cieszę. Jako twój opiekun i człowiek, który chcę się z tobą zaprzyjaźnić, mam prośbę. Następnym razem, kiedy będziesz czuł, że tracisz kontrolę, nie czekaj aż wybuchniesz, tylko przychodź od razu do mnie. Zawsze cię wysłucham.

- Dziękuję, Sir - Draco wątpił, że skorzysta z tego zaproszenia, jednak gest doceniał.

***

Po krótkim czasie okazało się, że kara nie doskwiera Draconowi tak bardzo, jak się tego spodziewał. Oczywiście, sam szlaban dostarczył innym uczniom nowych powodów do drwin, ale ku zaskoczeniu wszystkich, Potter stanął na wysokości zadania i każdemu, kto atakował Dracona, odpłacał pięknym za nadobne. Całkiem miło było patrzeć, jak Harry, niekwestionowany lider Gryffindoru, wrzeszczy na swoich własnych współdomowników. Skutek tego był taki, że nawet Finningan siedział cicho.

Na Ślizgonów jednak, Potter nie mógł nic poradzić, więc obowiązek siedzenia w zamku był dla Dracona w pewnym stopniu błogosławieństwem. Kiedy wszyscy inni uczniowie ze Slytherinu korzystali na błoniach z pięknej pogody, on mógł cieszyć się spokojem w zaciszu szkolnych murów. To była całkiem miła odmiana. Przez większość dnia był wolny od wszystkich docinków i przytyków ze strony swoich "kolegów".

Jak się okazało, nie tylko Potter zadał sobie trud, żeby umilać mu jakoś czas spędzany w zamku. Hermiona i Ginny na równi ze swoim kolegą robiły, co mogły, żeby znaleźć dla niego trochę wolnego czasu. Najczęściej sprowadzało się to do krótkich rozmów, czy wspólnego odrabiania lekcji w bibliotece, ale czasem zostawały z nim w zamku i grały w szachy, czy gargulki. To pomagało. Wczoraj był wypad do Hogsmeade i mimo, że Harry odmówił zrobienia dla niego zakupów, co by się przecież mijało z celem szlabanu, wszyscy chętnie dzielili się z nim kupionymi tam słodyczami.

To nie jest też tak, że nagle, ni z tego, ni z owego się z nimi zaprzyjaźnił. Trzymał się z nimi, owszem, ale robił to, bo nie miał innych znajomych. Doceniał oczywiście ich wysiłek, ale było mu też trochę głupio. Żaden Malfoy nie lubił, gdy się nad nim litowano. Nawet ex-Malfoy.

- Panie Black?

Chłopak odwrócił się zaskoczony. Obok niego stał Dyrektor, który akurat wyglądał przez okno.

- Profesorze.

- Jak się masz, mój chłopcze? - spytał staruszek, uśmiechając się ciepło.

- Dziękuję, dobrze.

- Oswoił się pan z nowym nazwiskiem?

- Tak, choć cały czas podpisuję się jako Malfoy, a potem muszę to skreślać... - wiedział oczywiście, że nie o takie oswojenie się chodziło dyrektorowi. Nie miał jednak zamiaru wdawać się w dyskusję.

W oczach Dumbledore’a zamigotały znajome iskierki.

- Jestem pewien, że pan przywyknie. Wie pan, panie Black, obecna sytuacja daje panu wiele nowych możliwości - widząc, że Draco nie bardzo wie o czym starszy z mężczyzn mówi, dodał. - Po raz pierwszy w waszych życiach, pan i pan Potter macie szanse stworzyć prawdziwą rodzinę. Rodzinę która będzie wspierać, nie krzywdzić.

- Ja i Potter?

- Może pan nie wie, ale Harry miał równie ciężkie dzieciństwo, jak pan. Czasem nawet cięższe.

- Ach... - Ta informacja jakoś nie pasował mu do obrazu Harry’ego Pottera - złotego chłopca, wybawiciela magicznego świata, wreszcie jednego z najbogatszych, jeśli nie najbogatszego dzieciaka w kraju.

Z drugiej strony, wychowywał się wśród mugoli

- Nie wszyscy mugole są źli, Draco - powiedział Dyrektor, czytając blondynowi w myślach. Dosłownie i w przenośni. - Pech jednak tak chciał, że ci konkretni mugole są źli. Ale to samo ma też miejsce w magicznym świecie, jak sam dobrze wiesz. Nie ma ludzi doskonałych. Wujostwo Harry’ego nienawidzi magii pod każdą postacią, a tym samym nienawidzi Harry’ego. Ot, cała historia.

- Czemu pan mi to mówi? - spytał chłopak, marszcząc brwi.

- Bo wiem, że Harry nigdy by ci tego nie powiedział. Jesteście do siebie bardziej podobni, niż ci się wydaje, Draco. Więcej nie powiem. Niech pan to przemyśli, panie Black.

Powiedziawszy to, odszedł zostawiając Dracona sam na sam ze swoimi myślami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roonil
Mugol



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 19:32, 18 Cze 2006    Temat postu:

Zagubiony wśród ludzi



Draco wiercił się niespokojnie, wyglądając przez okno jadącego pociągu. Dojeżdżali już do Londynu. Jeszcze trochę i będzie w zupełnie obcym mu domu, otoczony Weasleyami, ludźmi, których prawie nie znał. Wraz ze swoim opiekunem jechali do Nory, by spędzić tam najbliższe dwanaście dni. Potem mieli się udać na Grimmauld Place, gdzie czekał na nich Remus Lupin, ich były nauczyciel.

Chłopak nie oczekiwał po tych wakacjach zbyt wiele. Bądź co bądź, ludzie, u których miał się zatrzymać byli rodziną. Nawet Harry był traktowany jak jej członek. A on będzie tam intruzem. Już może nie wrogiem, którym był przez tyle lat, ale też nie przyjacielem. Będzie po prostu kimś zależnym od Pottera. Kimś, kto nie ma się gdzie podziać.

Z trudem oderwał się od ponurych myśli, by skupić całą swoją uwagę na toczącej się właśnie rozmowie.

- Tak czy inaczej, wszystko się zepsuło, kiedy Mama wybrała jabłko zamiast Percy'ego - Ron dramatycznie zawiesił głos, widząc efekt, jaki na jego przyjaciołach wywarła ta opowieść. Po chwili dokończył historię, opisując ze wszystkimi szczegółami, jak to Bliźniacy starali się odwieść swoją matkę od zjedzenia rzeczonego jabłka.

- I co im zrobiła? - spytał śmiejąc się Harry.

- Darła się na nich! Ja wiem, że moja Mama potrafi powiedzieć ludziom do słuchu, ale cholera, tu rozwinęła skrzydła! Krzyczała i krzyczała całymi godzinami! A potem uziemiła ich na dwa tygodnie... I zabrała im miotły... Odzyskali je dopiero kilka dni przed wyprawą po ciebie, we wakacje.

Rozmawiali jeszcze kilkanaście minut, aż wreszcie dotarli na King's Cross.

***

- Harry, kochaneczku! Tak się cieszę, że cię widzę!

- Dzień dobry, pani Weasley - odpowiedział Harry, uśmiechając się serdecznie. - Jak się pani miewa?

- Wspaniale, dziękuję - spostrzegłszy Dracona spytała. - A to Draco, tak?

- Tak. Draco, poznaj mamę Rona, panią Molly Weasley.

Draco przywitał się z nią uprzejmie. Ostatecznie miał spędzić najbliższe dwa tygodnie pod jej dachem - Rozsądniej było zrobić dobre wrażenie. Ale był też inny powód. Draconowi było ciężko się do tego przyznać, ale po prostu CHCIAŁ traktować ich z szacunkiem. Przecież nie był już pod wpływem swojego ojca.

- No, to idziemy - powiedziała. - Wasz ojciec czeka przy samochodach.

- Tata znów pożyczył auta z Ministerstwa? - spytała Ginny.

- Tak. Udało mu się załatwić dwa. Ze względu na Harry'ego.

- Minister jest ostatnio dziwnie troskliwy... Ciekawe, czy to dlatego, że Harry pokonał Voldemorta, czy dlatego, że jest głową rodziny Black - zastanawiał się Ron.

- Pewnie i to, i to - odparła Ginny, machając do swoich przyjaciół na pożegnanie. Hermiony już nie było na stacji. Opuściła ją chwilę temu wraz ze swoimi rodzicami. Wybierała się razem z nimi na czterotygodniowe wakacje do Hiszpanii, by zaraz po powrocie przyjechać na Grimmauld Place.

Gdy dotarli na parking, Draco spostrzegł, że czekające na nich samochody, mimo iż stylizowane na mugolskie, były w środku bardzo duże i bogato wykończone. Czekający na nich pan Weasley uściskał swoje dzieci, przywitał się z Harrym jak ze starym znajomym, a w końcu i z Draconem, sztywno i krótko potrząsając jego dłonią .

- Wszyscy wsiadać. Fred i George czekają na nas w Norze. Bill też jest już w domu, więc może być nam trochę ciasno.

- Przynajmniej nie ma Charliego i Percy'ego - powiedział Ron. - Gdyby i oni byli, nigdy byśmy się nie pomieścili.

- Bliźniaki nie zostają na noc. Mieszkają teraz u siebie, nad sklepem. Więc, Harry, jeśli chcecie, możecie razem z Draconem zająć ich pokój.

- Draco pewnie chce - podwiedział widząc potwierdzenie wymalowane na twarzy swojego podopiecznego - Ale ja mogę spać w pokoju Rona.

- A skąd wiesz, czy ciebie w ogóle chce u siebie w pokoju, co? - zapytał złośliwie Ron?

- Dobra, to może od razu mam jechać na Privet Drive, co? - zaśmiał się Harry

Przez resztę drogi, w samochodzie panowała wesoła atmosfera. Słuchając jednym uchem, jak jego gospodarze żartują między sobą, Draco czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel
Opiekun Gryffindoru



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: z magicznego ogrodu

PostWysłany: Wto 13:30, 11 Lip 2006    Temat postu:

Czytałam to opowiadanie na forum Mirriel. Bardzo mi sie ono podoba. Wreszcie jakiś oryginalny pomysł na fabułę. Wciagnęło mnie, muszę przyznać. Brawa dla autora. Tłumaczenie poprawne. Mam tylko jedno zastrzeżenie. Nie podoba mi się forma "we wakacje". Wydaje mi się, ze poprawna to "w wakacje". Poza tym jest ok. Czekam z niecierpliwością na następne odcinki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
danutann
Mugol



Dołączył: 18 Gru 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: kraina podziemnej pomarańczy

PostWysłany: Pią 4:10, 21 Gru 2007    Temat postu:

Czy to opowiadania ma jakiś ciąg dalszy?
bo już jakiś czas temu utkwiło w martwym punkcie i nic... a jestem ciekawa jak sie dalej potoczyły losy harrego i draco.
Sam w sobie pomysł jest oryginalny i ciekawy. czekam na wiecej. zdecydowanie.
pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kiki
Szlama



Dołączył: 25 Gru 2007
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Śro 13:40, 26 Gru 2007    Temat postu:

Czytałam to na forum Mirriel. Tekst mi się spodobał, bardzo ciekawe relacje Harry-Draco.
Ale ten tekst nie został dokończony przez AUTORA, więc tłumacz nic na to nie może poradzić. Z tego co wiem, to nie zapowiada się na ciąg dalszy. Jest rozpatrywana możliwość dokończenia przez kogoś tego opowiadania, ale to na Mirriel.
Pozdrawiam,
Kiki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lochy Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin